Co jakiś czas wraca pomysł zwolnienia emerytur z „podatku dochodowego”. Zwolennicy tego pomysłu argumentują, że bezsensem jest opodatkowanie pieniędzy pochodzących z kasy państwa. Tyle że bezsensowność PIT-u sięga znacznie dalej i nie dotyczy tylko emerytur.




Polska wchodzi w coroczny okres "pitowego" szaleństwa. „A teraz prędko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu” – najwyraźniej przyświecała twórcom "pitowskiego" absurdu. Absurdu, w ramach którego aparat państwa co roku zmusza nas to rytualnego autodonosu z uzyskanych przychodów, o których wie i które zostały już opodatkowane. Składanie PIT-ów jest czynnością tak idiotyczną, że na ogół umyka nam rozmiar jej bezsensowności.
Przeczytaj także
Absurdalność "autoopitowania" się jest najlepiej widoczna w przypadku osób, które 100% swoich dochodów uzyskują od… państwa. Dotyczy to nie tylko 7,6-milionowej armii emerytów i rencistów z ZUS-u (dane za marzec 2018), ale także emerytów rolniczych (KRUS), mundurowych (MON, MSWiA, MS) oraz urzędników, poborców podatkowych, nauczycieli, lekarzy, bibliotekarzy, pracowników muzeów, sądów, prokuratur czy cywilnych etatowców w policji, wojsku, służbie więziennej etc. , którzy płacą podatek od pieniędzy wypłaconych im przez rząd.
Przeczytaj także
Jest to absurd w czystej postaci i nie dziwią głosy, aby znieść "opitowanie" emerytur czy wynagrodzeń w sferze budżetowej. Jednak w tym momencie pojawia się dość istotny problem. Zwolennicy takiego "odpitowania" proponują, aby np. emerytom wypłacać kwotę brutto (ubruttowioną, czyli razem z podatkiem), co oznaczałoby podniesienie wszystkich świadczeń o blisko 22% (tak, to nie błąd). Takie rozwiązanie skutkowałoby ubytkiem dochodów w kasie państwa rzędu 34,5 mld zł rocznie ().
Kontrargumentem na rzecz utrzymania objęcia emerytur podatkiem jest postulat powszechności tej daniny. Że wszyscy w ten sposób "zrzucamy się" na wspólne państwo i że każdy robi to proporcjonalnie do swoich możliwości (zarabiający więcej nominalnie płaci wyższy podatek). Zatem zwolnienie z PIT-u jednej grupy byłoby aktem niesprawiedliwości społecznej i odbyłoby się kosztem reszty podatników. Ponadto PIT jest jedynym podatkiem, o którego istnieniu wie większość podatników. Wielu Polaków nie uświadamia sobie, że płaci VAT, akcyzę, składki na ZUS i wiele innych danin na rzecz państwa. Za to prawie każdy wie, że płaci PIT. A wie, ponieważ co roku musi składać deklarację podatkową.
Wszyscy obywatele są równi wobec prawa*
*nie dotyczy emerytur
Biorąc pod uwagę dane za 2016 r. (…) przeciętna miesięczna emerytura z ZUS wyniosła 2.131,70 zł brutto, zaś z KRUS – 1.210.30 zł brutto, o tyle przeciętna miesięczna emerytura wypłacana ze środków MS wyniosła w 2016 r. 3.719,34 zł brutto, MSWiA – 3.570,55 zł brutto, zaś MON – 3.431,76 zł brutto – podaje Biuro Analiz Sejmowych Kancelarii Sejmu.
„Ubruttowienie” emerytur oznaczałoby konieczność istotnego obniżenia wydatków państwa. Prawie o kwotę, jaką wydajemy na armię (tj. wydatki na wojsko – - pomniejszone o 7,05 mld zł przeznaczonych na emerytury dla mundurowych). Drugą opcją jest podniesienie podatków innym grupom społecznym (mówiąc wprost: sektorowi prywatnemu) lub nałożenie nowych podatków (np. od majątku). Rzecz jasna możliwa jest też kombinacja cięć budżetowych, podwyżek podatków i powiększenia deficytu fiskalnego. Oczywiście całą sprawę można rozwiązać znacznie prościej, obniżając emerytury i płace brutto do poziomu netto. Ale taka zmiana zapewne tylko rozwścieczy wyborców, często nieświadomych faktu, ile naprawdę oddają państwu w podatkach.


To jednak nie koniec problemów. Skoro emeryci i „budżetówka” zostałaby zwolniona z PIT-u, to pracownicy sektora prywatnego i przedsiębiorcy podnieśliby słuszny skądinąd postulat, aby ich także uwolnić od tej daniny. Przecież żyjemy w demokracji, gdzie ponoć każdy jest równy wobec prawa. (Choć niektórzy są równiejsi – jak np. żołnierze, policjanci czy prokuratorzy zwolnieni z płacenia na ZUS). Zatem byłoby sprawiedliwe, aby także pracownicy „niepaństwowi” zaczęli otrzymywać pensje brutto, zamiast netto.
„Opodatkowanie dochodów z pracy jest równoznaczne z pracą przymusową. Odbieranie owoców czyjejś pracy jest ekwiwalentem odbierania komuś czasu i kazania mu robić czegoś innego” – Robert Nozick.
I tu napotykamy na kolejny problem. O ile zniesienie „podatku od dochodów osobistych” – czyli w praktyce podatku od pracy – jest jak najbardziej wykonalne (można go np. zastąpić równym dla wszystkich podatkiem pogłównym), to „ubruttowienie” wszystkich płac odsłoniłoby kolejny absurd państwa polskiego, jakim są tzw. składki na ubezpieczenie społeczne.
Absurdy państwa opiekuńczego
- Jeżeli tzw. składka ZUS jest składką, to dlaczego później, wypłacając nam uzbierane składki, rząd bierze od nich podatek jak od dochodu? (Dochody ze świadczeń ubezpieczeniowych są w Polsce zwolnione z podatku – przyp. red.). Jeżeli zaś składka ZUS jest podatkiem od pracy, to dlaczego przy wypłacie emerytury rząd znów pobiera podatek od opodatkowanego wcześniej dochodu? – pyta Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha.
Jakakolwiek odpowiedź na te pytania oznacza przyznanie, że system podatkowy obowiązujący w Polsce jest nielogiczny i bezprawny. I że od ponad 25 lat nikt nic sobie z tego nie robi! Dlatego z pozoru oczywisty postulat „odpitowania” emerytur skutkowałby powstaniem dysonansu poznawczego, który zagroziłby głównym źródłom dochodów państwa. Bo wbrew pozorom, to nie podatek VAT jest najważniejszym źródłem wpływów do kasy państwa. Są nim tzw. składki na ZUS, w ramach których tylko w 2018 rok władza zabrała nam ok.180 miliardów złotych.
W tym miejscu po raz kolejny musimy przypomnieć, że praca w Polsce opodatkowana jest horrendalnie wysoką stawką 40%. Tyle wynosi tzw. klin podatkowy – czyli różnica między tym, ile pracodawca płaci za pracę, a tym, co za nią otrzymuje pracownik. Na opodatkowanie pracy składa się suma tzw. składek na ubezpieczenia społeczne - formalnie dzielnych pomiędzy pracownika i pracodawcę - oraz PIT-u.
- Wystarczy nie kraść – hasło rzucone przez ówczesną premier Beatę Szydło stało się sloganem zwolenników obecnej władzy. A skoro tak, to drogo władzo po prostu przestań kraść! Bo zabieranie ludziom 40% zarobionych pieniędzy jest zwykłym rabunkiem. Co gorsza, państwo zarzyna tym podatkiem nawet zarabiających płacę minimalną. Pracownikowi otrzymującemu „najniższą krajową” co miesiąc zabiera się ponad tysiąc złotych! Jeśli to nie jest rozbój, to już nie wiem, co nim jest.
Sama likwidacja opodatkowania emerytur byłaby czymś bardzo nieuczciwym i dodatkowo podważałaby iluzję „sprawiedliwości społecznej” realizowanej przez państwo na mocy Konstytucji RP. Jeśli chcemy, aby podatki w Polsce były choć trochę bardziej sprawiedliwe, to PIT powinien zostać zniesiony w całości i ewentualnie zastąpiony innym podatkiem. Podatkiem, który nie byłby tak absurdalny, tak drogi w poborze i który nie byłby w swej istocie karą za podjęcie legalnej pracy.