Lotnisko w Radomiu przez wiele lat było obiektem żartów i symbolem nieudanej inwestycji. Początkowo stało puste przez długi czas, a po przebudowie i ponownym otwarciu przyciągnęło tylko kilka regularnych połączeń. Do dzisiaj port nie może pochwalić się dobrym PR-em ani zadowalającymi wynikami. Prezes Polskich Portów Lotniczych, Łukasz Chaberski, chciałby to zmienić.


– Rozwój portu lotniczego to proces długoterminowy. Naszym zadaniem jako zarządu jest wypracowanie spójnej strategii, która pozwoli Radomiowi ożywić ruch pasażerski i przyciągnąć nowych przewoźników – wyjaśnia Łukasz Chaberski, prezes zarządu PPL w wywiadzie udzielonym Rynkowi Lotniczemu.
– Jego zasięg oddziaływania to nie tylko południe Warszawy czy sam Radom, ale cała południowa część Mazowsza oraz region świętokrzyski. Jeśli uda nam się stworzyć atrakcyjną siatkę połączeń, to port w Radomiu może stać się naturalnym wyborem dla mieszkańców tej części kraju – dodaje.
Chaberski chciałby współpracy z samorządami oraz zgody na nocne loty, co z kolei mogłoby przyciągnąć więcej połączeń czarterowych. Co więcej, niewykluczona jest zmiana nazwy lotniska - prezes PPL przyznał, że i taka możliwość wchodzi w grę, choć nie jest to kwestia priorytetowa. W nowej wersji lotnisko mogłoby nazywać się Radom-Kielce, zamiast dotychczasowego Warszawa-Radom.
PPL planuje także przeznaczyć 10 milionów złotych na wsparcie marketingowe, które ma wesprzeć połączenia z Radomia. Pieniądze trafią do LOT-u, Wizz Aira oraz kilku biur podróży. Mimo tych działań, sytuacja lotniska w Radomiu nie poprawia się szybko. W maju obsłużono zaledwie 2541 pasażerów, a zawieszenie dwóch połączeń przez Wizz Air tylko pogłębiło problem. Do końca kwietnia przez lotnisko przewinęło się zaledwie 16 tysięcy pasażerów.
Mimo trudności, PPL nie rezygnuje z dalszego rozwoju Radomia, licząc, że poprawa sytuacji pomoże odciążyć Lotnisko Chopina. Jednak przed lotniskiem jeszcze długa droga, a przyszłość pozostaje niepewna.
Oprac. JM