Inwestorzy zainteresowani zyskami w Turcji nie mają łatwego życia. Lira znów nurkuje w odpowiedzi na krajową politykę, a także na dane gospodarcze z zagranicy. Nie pomaga nawet mobilizacja całego narodu, by wymieniał waluty obce na liry i złoto.


Turecka lira osłabiła się w poniedziałek względem dolara o 1,5 proc., a para USD/TRY przekroczyła poziom 3,78. Oznacza to, że turecka waluta jest najsłabsza w historii. Łączy spadek wartości liry od początku roku osiąga już 6,8 proc.
Piątkowe dane z rynku pracy w USA negatywnie wpłynęły na notowania wszystkich rynków wschodzących, jednak Turcja traciła zdecydowanie najmocniej. Wzrost płac w Stanach Zjednoczonych zwiększa prawdopodobieństwo podniesienia przez Fed stóp procentowych w najbliższym czasie, co mocno uderzyłoby w silnie zadłużone w dolarze tureckie przedsiębiorstwa, które przez lata szerokimi garściami czerpały z taniego, świeżo wydrukowanego kapitału.
Dodatkowo wzrost napędzają oczekiwania wobec banku centralnego, który przy znaczącym osłabieniu waluty powinien teoretycznie podnosić stopy procentowe. Powinien, jednak w Turcji się na to nie zanosi. Prezydent Erdogan bardzo jasno wyraża swoje oczekiwania względem kosztu pieniądza i nie akceptuje, by miał on wzrosnąć. Przeciwnie - stwierdza, że kredyt powinien stawać się jeszcze tańszy, co przypomniał jeszcze podczas przemówienia 4 stycznia adresowanego nie tylko do banku centralnego, ale też do banków komercyjnych. Około 1/3 tureckiego sektora bankowego, licząc pod względem wartości aktywów, jest kontrolowana przez państwo, więc prezydent ma realne narzędzia do kontroli cen na rynku kredytów. To wszystko sprawia, że na wzmocnienie liry ze strony władzy nie ma co liczyć.
Powodów do obniżenia stóp procentowych przybywa. Osłabienie waluty, która w 2016 r. straciła wobec dolara ponad 20 proc., doprowadziła do wzrostu cen surowców i dóbr importowych, przez co zaczęła rosnąć inflacja. W grudniu 2016 r. ceny w Turcji wzrosły r/r o 8,53 proc. w porównaniu do 7 proc. w listopadzie. Dalsza utrata wartości liry jeszcze to zjawisko wzmocni.
Opór prezydenta Erdogana przed wzrostem stóp procentowych jest jednak uzasadniony. Taki ruch uderzyłby w gospodarkę, która i tak jest już mocno zszargana. Po lipcowym nieudanym zamachu stanu PKB skurczył się w 3 kwartale o 1,8 proc. w ujęciu rocznym, a bezrobocie od minimum z kwietnia 2016 r. wzrosło z 9,3 do 11,3 proc.
Do spadku wartości tureckiej liry istotny wkład wnosi także wewnętrzna polityka. W poniedziałek w parlamencie w Ankarze miała miejsce debata dotycząca zmiany konstytucji. Najważniejszym postulatem jest przekazanie władzy wykonawczej w ręce prezydenta Erdogana, co zdecydowanie umocni jego pozycję i pozwoli na podejmowanie kluczowych decyzji bez konieczności pytania o zgodę Zgromadzenia Ogólnego.
Do zmiany konstytucji w Turcji potrzeba większości 2/3 głosów w parlamencie, czyli przy 550 miejscach konieczne jest 367. Możliwe jest jednak poddanie propozycji pod referendum, do czego potrzeba jedynie 330 głosów. Rządząca partia AKP zajmuje 317 miejsc, jednak w ostatnim czasie doszła do porozumienia z nacjonalistyczną MHP, która zajmuje 39 miejsc, zmiany stają się więc realne.
Turcja od dłuższego czasu jest targana konfliktem z Kurdami i zamachami Państwa Islamskiego, o co prorządowe media obwiniają słabość urzędu prezydenta, więc oczekuje się, że naród w referendum system prezydencki przyjmie. Nie brakuje jednak przeciwników tego rozwiązania, którzy obawiają się dyktatury. Ich protesty w Ankarze były w poniedziałek tłumione przy pomocy gazu łzawiącego i armatek wodnych.
Do obrony waluty został zaangażowany bank centralny, którego rezerwy walutowe od listopadowych, wygranych przez Donalda Trumpa wyborów prezydenckich w USA, spadły o 13 proc.


Innym działaniem, jakie dotychczas podjęły władze Turcji w związku z osłabieniem waluty, był apel prezydenta do obywateli, by wymieniali waluty obce na liry i złoto. Z początku rzeczywiście wpłynął on na krótkotrwałe umocnienie waluty, gdy państwowe przedsiębiorstwa zaczęły pozbywać się swoich aktywów dewizowych, jednak kurs szybko wrócił do poprzedniego stanu.
Na apel jednak zupełnie nie odpowiedzieli obywatele. Wprawdzie trudno zbadać, czy masowo ruszyli oni do kantorów ze swoimi oszczędnościami zgromadzonymi pod materacem, jednak dość łatwo można ocenić, czy zaczęli wypłacać waluty z kont walutowych. Według danych tureckiego banku centralnego, rzeczywiście przez pierwsze dwa tygodnie po apelu, wartość depozytów walutowych osób fizycznych w tureckich bankach spadła o 4 proc., jednak szybko zaczęła znowu rosnąć. Do czynników, które nie służą przekonaniu Turków, że warto trzymać oszczędności w lirach należą przyspieszająca inflacja, presja na spadek stóp procentowych i drożejące waluty obce.


Gotowość obywateli Turcji do wizyt w kantorach nie była w stanie zrekompensować spadku liczby odwiedzających ich gości z zagranicy. W okresie od stycznia do października Anatolię odwiedziło 22,7 mln turystów, czyli 31 proc. mniej niż rok wcześniej w tym samym okresie, co było odpowiedzią na coraz częstsze zamachy terrorystyczne.
Za spadkiem wartości tureckiej liry stoi wiele czynników i nie widać na razie, aby jakikolwiek ulegał złagodzeniu. Bez istotnych reform jeszcze długo nie zobaczymy odbicia liry.