Nadmiar polityki nie służy gospodarce, czego przykładem jest obecna sytuacja w Turcji. Kraj próbuje się podnieść po spowolnieniu wywołanym przez burzliwe wydarzenia ostatniego roku, a receptą na obecne problemy ma być jeszcze więcej polityki. Erdogan, niczym sułtan, zaczął rządzić turecką gospodarką.
Pod koniec zeszłego roku wydawało się, że turecka gospodarka jest dość stabilna i w roku 2016 utrzyma 4 proc. tempo wzrostu. Dziś już wiadomo, że wynik z poprzedniego roku jest niemożliwy do utrzymania. Większość analityków szacuje, że wzrost PKB wyniesie 2,9-3 proc., ale nie brakuje takich, którzy spodziewają się spadku tej wartości nawet do 2,5 proc.
Spowolnienie rozpoczęło się już w pierwszej połowie roku, co miało związek kryzysem w relacjach z Rosją, który nastąpił po strąceniu przez Turcję należącego do RuAF bombowca Su-24 w listopadzie 2015 r. Spowodowało to spadek eksportu produktów żywnościowych i usług budowlanych oraz zatrzymanie przypływu turystów z tego kraju.


Relacje między Ankarą i Moskwą poprawiły się dopiero w lipcu, jednak tylko w niewielkim stopniu zrekompensowało to negatywny wpływ, jaki wywarło na gospodarkę postrzeganie polityki wewnętrznej przez inwestorów zagranicznych.
Na przełomie kwietnia i maja doszło do tajemniczej dymisji premiera Ahmeta Davutoğlu, który w opinii prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana wykazał się zbyt małą determinacją we wprowadzaniu w Turcji systemu prezydenckiego. Natomiast 15 lipca miał miejsce nieudany wojskowy zamach stanu, po którym został wprowadzony, trwający do dnia dzisiejszego, stan wyjątkowy na terenie całego kraju.
Niestabilność wewnętrzna w tureckiej polityce odbiła się na gospodarce. Zarówno w maju, jak i w lipcu miały miejsce poważne spadki na giełdzie w Stambule, po których główny indeks BIST 100 nadal nie wrócił do poprzedniego stanu. Strata w stosunku do rocznego szczytu z początku kwietnia sięga 11 proc., a w stosunku do poziomu w przededniu lipcowego puczu wynosi 8 proc. Dwie z trzech najważniejszych agencji ratingowych zredukowały ocenę kredytową Turcji do poziomu śmieciowego. Spadły inwestycje, sprzedaż detaliczna, a także produkcja przemysłowa. Poskutkowało to spadkiem tureckiego PKB w trzecim kwartale o 1,8 proc.
Mocno ucierpiała także branża turystyczna produkująca około 10 proc. tureckiego PKB, której szkodziło zamrożenie stosunków z Rosją w pierwszej połowie roku, a także coraz częstsze zamachy terrorystyczne. W okresie od stycznia do października Anatolię odwiedziło 22,7 mln turystów, czyli 31 proc. mniej niż rok wcześniej w tym samym okresie.
W tej sytuacji rząd stanął do walki o przywrócenie wiarygodności w oczach inwestorów i wzmocnienie zagrożonego wzrostu gospodarczego. Już w lipcu ogłoszono powołanie obowiązkowych prywatnych funduszy emerytalnych, czegoś na kształt naszych Pracowniczych Programów Emerytalnych. Do jego głównych zadań będzie należało zwiększenie stopy oszczędności w gospodarce i uniezależnienie jej od inwestorów zagranicznych.
Druga sierpniowa decyzja wiązała się z powołaniem krajowego funduszu rozwoju, który docelowo miałby dysponować 50 mld lir kapitału pochodzącymi z prywatyzacji państwowych przedsiębiorstw. Jego celem miałoby być zapewnienie taniego finansowania dużym projektom inwestycyjnym, także infrastrukturalnym, takim jak trzecie lotnisko w Stambule, tunel pod Bosforem czy kanał łączący Morze Marmara z Morzem Czarnym, odciążający cieśninę bosforską. Jest to więc konstrukcja bardzo podobna do naszego Polskiego Funduszu Rozwoju.
Ponadto spodziewany spadek inwestycji prywatnych ma być zrekompensowany inwestycjami publicznymi. W projekcie ustawy budżetowej na rok 2017 przewidziano na ten cel 78 mld lir, czyli 30 proc. więcej niż rok wcześniej. Ma to się odbyć przy zachowaniu względnej równowagi budżetowej.
Skarb państwa bardzo liczy na przychody z funduszu TMSF, powstałego w 1933 r. jako fundusz gwarantujący depozyty bankowe. To do niego przeniesiono aktywa firm powiązanych z oskarżonym o przeprowadzenie lipcowego zamachu stanu ruchem religijnym Fethullaha Gülena. W 600 firmach, wśród których nie brakuje spółek giełdowych, o łącznej wartości ponad 30 mld lir wprowadzono do zarządów rządowych komisarzy, a udziały należące do osób oskarżonych o współpracę z Gülenem przeniesiono do TMSF. Przedsiębiorstwa te będą sprzedane lub zamknięte. Jeżeli ich właściciele zostaną uniewinnieni, odebrane udziały zostaną im zwrócone. Chyba, że zostaną wcześniej sprzedane, wówczas mogą liczyć jedynie na pieniądze uzyskane ze sprzedaży.
Religijny ruch Fethullaha Gülena jest przede wszystkim organizacją edukacyjną posiadającą na całym świecie setki szkół. Te znajdujące się w Turcji zostały zamknięte, a wartość należących do nich nieruchomości, które zostały oczywiście przejęte, szacuje się na 15 mld lir. Cześć z nich z pewnością zostanie sprzedana, a przychody z tego tytułu również zasilą budżet państwa.
Na uwagę zasługuje także walka prezydenta Erdoğana o utrzymanie niskiego kosztu kredytu. Już od około 2010 roku prowadzi on walkę z tzw. "lobby wysokich stóp procentowych", które jest obwiniane o całe zło spotykające turecką gospodarkę, a w szczególności za ograniczenie inwestycji. Do tej pory dawanie ulgi kredytobiorcom wiązało się przede wszystkim w wywieraniu presji na bank centralny, jednak po puczu miało miejsce zdarzenie bezprecedensowe - presja została rozszerzona na banki komercyjne.
W sierpniu prezydent Erdoğan uznał, że oprocentowanie kredytów hipotecznych jest zdecydowanie za wysokie i musi zostać obniżone. Opór miał być traktowany jako "zdrada". Apel został potraktowany poważnie i przeciętny koszt finansowania nieruchomości spadł z 13,72 proc. do 11,5 proc. Była to duża ulga dla mającego silne powiązania z rządzącą Partią Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) sektora budowlanego. W skuteczności prezydenckiego apelu bez wątpienia pomagał fakt, że około 1/3 tureckiego sektora bankowego, licząc pod kątem wartości aktywów, jest kontrolowana przez państwo. Do tej grupy zalicza się największy w kraju Ziraat Bank.
Ponadto w „lobby wysokich stóp procentowych” wymierzony ma być rządowy program pożyczek dla małych i średnich przedsiębiorstw o wartości sięgającej nawet 5 mld lir. Kredyty o oprocentowaniu nieprzekraczającym 10 proc. może uzyskać nawet 80 tys. podmiotów.
Kolejny wstrząs dla tureckiej gospodarki przyniosły wybory w Stanach Zjednoczonych, po których nastąpiło gwałtowne umocnienie dolara, czyli waluty, w której przedsiębiorstwa nad Bosforem są szczególnie mocno zadłużone. Prezydent podjął dość nietypową metodę walki z osłabieniem liry, nawołując obywateli do zabrania trzymanych w walutach obcych oszczędności do kantorów, co na dłuższą metę może się okazać nieskuteczne. Eksperci są zgodni, że osłabienie waluty wpłynie na ceny dóbr importowanych, co zwiększy inflację. Stawia to w trudnej sytuacji bank centralny, który w tym samym czasie musi liczyć się ze spowolnieniem gospodarczym, co doprowadziło do zmniejszenia inflacji z 9,58 proc. w styczniu do 7 proc. w listopadzie.
Rok 2017 będzie kluczowy dla tureckiej gospodarki. Umacniający swoją władzę prezydent Erdoğan musi przekonać inwestorów, że jego kraj jest stabilny, ponieważ odpływ kapitału mógłby spowodować kryzys walutowy, co na pewno nie pomogłoby wzrostowi gospodarczemu.