Podczas zbliżającej się konferencji Sebastian Buczek odpowie na 100 pytań. My zadaliśmy ich osiem, to jednak wystarczyło, by prezes Quercusa mógł zarysować, jak widzi najbliższą przyszłość polskich indeksów i co sądzi o takich branżach jak np. producenci gier, banki czy deweloperzy.




Adam Torchała, redakcja Dz: W jakim miejscu jest teraz rynek? To jeszcze korekta, czy już wróciliśmy na wzrostowe tory?
Sebastian Buczek, prezes zarządu Quercus TFI: Od paru tygodni jesteśmy w korekcie i zakładamy, że jeszcze parę tygodni pobędziemy. W naszej ocenie nie można więc jeszcze mówić o początku kolejnej fali wzrostowej. Korekta ta jednak ma dość płaski charakter, co świadczy o sile rynku.
Czyli rozumiem, że Pana zdaniem hossa – po zakończeniu korekty – będzie trwała dalej. Jak ocenia Pan szansę, że WIG w najbliższych miesiącach dojdzie do poziomów z historycznych maksimów?
W najbliższych miesiącach raczej bym się tego nie spodziewał. Może uda się to osiągnąć do końca roku, ale byłby to wariant bardzo optymistyczny. W wariancie bazowym zakładaliśmy wzrost WIG-u o 10% w tym roku. Teraz owszem, nie wykluczamy podniesienia naszych oczekiwań, ale musimy najpierw zobaczyć, że dynamika PKB w kolejnych kwartałach wyraźnie przyspiesza.
Konkurs "Okazja do zarobku"
Redakcja Dz ma do rozdania jedną wejściówkę (Pakiet Silver) na konferencję organizowaną przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych. Osoby chcące mieć szansę na otrzymanie wejściówki zapraszamy do naszego konkursu.
Aby wziąć udział, prosimy o przesłanie na adres konkurs@bankier.pl propozycji jednej spółki, której kurs na GPW, w perspektywie 3 miesięcy, ma szanse wzrosnąć o kilkadziesiąt procent. Wraz z nazwą spółki prosimy o przygotowanie merytorycznego uzasadnienia propozycji, którego objętość nie powinna przekraczać 1000 znaków.
Opisy należy przesyłać do 26 kwietnia 2017 r. do godziny 8:00. Nagrodzone zostaną najciekawsze odpowiedzi.
A jakie łżԾna tę sytuację będą miały czynniki polityczne? W Europie mamy wyborczy festiwal, w Ameryce z kolei Donald Trump ma problemy z przeforsowaniem swoich zapowiedzi z kampanii. A to przecież oczekiwania związane z Trumpem stanowiły jeszcze do niedawna paliwo dla wzrostów.
Wydarzenia polityczne będą straszyć inwestorów, ale jak pokazał zeszły rok, idealne momenty do kupna akcji były wtedy, gdy strach był duży – np. w momencie Brexitu. W związku z tym nie przeceniałbym roli wyborów i ich wpływu – przynajmniej w krótkim terminie – na rynki. Bardziej istotne jest to, że banki centralne – europejski i japoński – nadal pompują pieniądze. Istotne jest także to, jak globalna gospodarka będzie się zachowywała. A póki co, zachowuje się umiarkowanie pozytywnie.
Czynnikiem, który nam się na teraz nie podoba, są wysokie ceny amerykańskich akcji. Są one wyższe niż wyceny na szczycie poprzedniej hossy, czyli w 2007 roku. Wskaźnik cena do zysku wynosi obecnie około 18, a więc tanio nie jest. Jednocześnie podnoszone są stopy procentowe – oczekujemy jeszcze dwóch takich ruchów w tym roku – w związku z tym zaciągany jest swego rodzaju hamulec. Pytanie, czy po pierwszej serii podwyżek nastąpią kolejne. Jeżeli nie, to rynki sobie powinny z tym poradzić. Jeżeli jednak w 2018 roku pojawią się kolejne podwyżki, to wydaje mi się, że będzie ciężko utrzymać obecne wyceny amerykańskich akcji.
A rodzime czynniki wewnętrzne? WIG20 to obecnie de facto WIG-Skarb Państwa. Jednak te ryzyka, o których w zeszłym roku było głośno, teraz jakby zeszły nieco na boczny tor. Czy będzie to wspierało wzrosty na indeksie blue chipów, czy może odwrotnie – będzie mu przeszkadzało?
Przy notowaniach średnich i małych spółek większego znaczenia nabiera to, co dzieje się w samych spółkach oraz sprawa popytu ze strony funduszy inwestycyjnych. WIG20 jest z kolei mocno skorelowany z tym, co dzieje się na rynkach wschodzących. Gdy mamy więc tam lepszy dzień, to WIG20 – nawet jeżeli zdominowany jest przez spółki Skarbu Państwa – zachowuje się poprawnie.
Wycena samych spółek jest jednak dość zróżnicowana i w różnych momentach poszczególne spółki się teraz znajdują. Jest sektor energetyczny, który wiele stracił na przestrzeni ostatnich kwartałów. Są spółki paliwowe, które są w zasadzie na szczytach hossy. Są banki, które zaczynają odzyskiwać wartość po trudnym okresie ostatnich kilku kwartałów. Czekamy teraz na ich wyniki za I kwartał.
Także reasumując to wszystko, wiele negatywów, o których mówiło się w 2016 r., zostało przez kursy zdyskontowane. Duże spółki nie są drogie – jeżeli wrzucimy je wszystkie do jednego koszyka, to cena do wartości księgowej wynosi około 1,4, podczas gdy na szczycie poprzedniej hossy 2,8. Oczywiście nie twierdzę, że niebawem dojdziemy do tego samego poziomu, ale wskaźnik ten pokazuje po prostu, że relatywnie obecne poziomy nie wysokie. Potencjał więc istnieje.
Trzeba jednak pamiętać, że gdy spółki z indeksu WIG20 wypłacają dywidendę, to automatycznie spada wartość indeksu. A wchodzimy przecież w okres dywidendowy. To będzie oddziaływało lekko in minus na sam indeks WIG20. W przypadku WIG-u takiego negatywnego wpływu nie ma. WIG może więc w najbliższych miesiącach zachowywać się lepiej niż WIG20.
Konferencja WallStreet 21
Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych zaprasza na - największe spotkanie inwestorów indywidualnych w Polsce.
Na konferencji wystąpią m.in: Wojciech Białek - główny analityk CDM Pekao SA, Sebastian Buczek - Prezes Zarządu Quercus TFI S.A., Jacek Socha - PwC, dr Wiesław Rozłucki, prof. Robert Gwiazdowski, Marek Zuber, prof. Krzysztof Jajuga oraz Krzysztof Kolany - główny analityk Dz.
Dz jest głównym partnerem medialnym konferencji.
Wspomniał Pan krótko o branżach. Które według Pana warto przeważać, a których warto unikać?
Bardzo trudno jest tak sektorowo przeanalizować rynek, my mamy raczej podejście per spółka i szukamy okazji właśnie na poziomie firm, a nie sektorów. Podobają nam się cały czas spółki płacące dywidendy, które są nisko wycenione, czyli ze wskaźnikami cena do zysku na poziomie 10 albo i nawet niższym. Charakter takich inwestycji jest jednak bardziej defensywny.
Wydaje się, że jedną z najatrakcyjniejszych średnich spółek na GPW jest nasz konkurent – Altus TFI. Podobają nam się deweloperzy mieszkaniowi. Były obawy dotyczące spadku popytu na mieszkania, tymczasem I kwartał był rekordowy pod względem wolumenu sprzedanych mieszkań. Wyceny spółek z tej branży nie są wysokie, dodatkowo płacą one wysokie dywidendy. Jako lidera postrzegamy Dom Development.
Wśród banków potencjału wzrostowego doszukiwalibyśmy się w Idea Banku, który nie urósł tak bardzo w ostatnich miesiącach. Jest on wyceniany poniżej wartości księgowej i wydaje się, że jest po prostu tani.
Reasumując, staramy się patrzeć z perspektywy poszczególnych spółek, a nie sektorów. Choć oczywiście czasami podejście sektorowe bywa dobrym sposobem na inwestowanie. Przykładowo w obecnej hossie, która trwa już 8 lat, są sektory, które wyraźnie się wyróżniają. Choćby sektor gier czy sektor biotechnologiczny. Zachowują się one, szczególnie w ostatnich latach, zdecydowanie lepiej niż rynek.
No właśnie – gry. Pan patrzy na ten sektor już jak na bańkę, czy wciąż da się znaleźć tam okazje?
Wielu inwestorów bardzo ufa spółkom i wyceny w tej branży są w związku z tym w naszej ocenie mało atrakcyjne. Wydaje się, że prędzej lub później któraś ze spółek zawiedzie oczekiwania inwestorów i wtedy na cały sektor wylany zostanie kubeł zimnej wody, który ostudzi entuzjazm.
Niedawno na GPW przywitaliśmy Dino, które przerwało debiutową posuchę. Czy ten duży, udany debiut może Pana zdaniem napędzić falę wejść na GPW?
Myślę, że tak. Bardzo dobrze, że taka spółka jak Dino się pojawiła. Bardzo dobrze, że z sukcesem. To bardzo dobry wyznacznik dla wielu dużych i średnich firm. Spodziewam się wielu debiutów do wakacji, potwierdzają to zresztą brokerzy, z którymi rozmawiamy. Największym problemem jest jednak fakt, że wiele podmiotów, które wchodzi na rynek, to podmioty małe. Brakuje tych średnich i dużych. Dobrze więc byłoby, gdyby na rynku pojawiły się nowe spółki o kapitalizacji kilku miliardów złotych, ponieważ byłaby to z pewnością duża zmiana jakościowa. Takich spółek jest jednak – nawet poza giełdą – niewiele. Ponadto mało która rozwija się tak szybko jak Dino.
Na inwestorzy znów będą mogli zadać „100 pytań do Sebastiana Buczka”. Podtytuł Pańskiego wystąpienia brzmi jednak „co kupić na krótki termin, a co na emeryturę”. Wprowadzając więc czytelników nieco w ten klimat, czy mógłby Pan w skrócie powiedzieć czym różni się patrzenie na spółki do portfela długoterminowego, od patrzenia na te do – powiedzmy – portfela bieżącego? Czy dobra spółka nie jest po prostu dobra – niezależnie od horyzontu?
Inwestycje możemy podzielić na dwie kategorie. W pierwszej inwestor kupuje akcji spółek, bo jest tania i zakłada, że w ciągu kilku tygodni/miesięcy jej wartość wzrośnie o kilkanaście lub więcej procent. W drugiej wybiera się spółki, które są liderami w długim okresie. Gdzie jest – najczęściej – prywatny właściciel, któremu zależy, by firma się dynamicznie rozwijała i zyskiwała w dłuższym terminie na wartości. Przykładem może być np. Kruk. Tutaj raczej rzadko można kupić akcje okazyjnie i trzeba przełknąć to, że cena zakupu nie jest z naszego punktu widzenia idealna. Ale z drugiej strony kupuje się spółkę, która potem rozwija się np. w tempie 20% rocznie. I wówczas, od momentu kupna, rola inwestora ogranicza się w zasadzie do trzymania tych akcji i ich nie ruszania, ponieważ gdy się je sprzeda, może się okazać, że później kurs i tak będzie znacznie wyższy.