Po niedawnej obniżce stóp proc. przez NBP kilka banków zdążyło już obniżyć oprocentowanie lokat. Wśród nich są m.in. Alior Bank, Bank Pekao i PKO BP oraz Bank Millenium. Tymczasem kwietniowej oferty dla oszczędzających nie zmienia Ministerstwo Finansów - oprocentowanie obligacji oszczędnościowych utrzymane zostało na poziomie z marca.
17 marca Rada Polityki Pieniężnej ścięła stopę referencyjną o 50 pb, do najniższego poziomu w historii - 1 proc. Na spadek kosztu pieniądza błyskawiczne zareagowały niektóre banki. Jak pisaliśmy przed tygodniem na Dz, Bank Millenium, Getin Noble Bank, Nest Bank i PKO BP obniżyły oproc. lokat długoterminowych - przynajmniej 6-miesięcznych.
Największy bank w Polsce oraz Idea Bank podjęły taką samą decyzję odnośnie do depozytów krótkoterminowych. Natomiast Getin Noble Bank, neoBank i Nest Bank postanowiły wykorzystać sytuację i upolować nowych klientów, poprawiając swoją ofertę. Niestety już kilka dni później neoBank wrócił do poprzedniej oferty. Taki sam krok wykonał Idea Bank. Zatem lepszą ofertę niż przed decyzją RPP mają tylko Getin Noble Bank i Nest Bank.


23 marca do grona banków tnących oprocentowanie lokat krótkoterminowych dołączyły również Alior Bank i Bank Pekao. W kolejnych dniach zrobiły to Santander Bank Polska i T-Mobile Usługi Bankowe. Podobnych decyzji można oczekiwać wkrótce od innych banków, które nie narzekają na brak kapitału, a zarabiają na różnicy pomiędzy ceną pieniędzy pożyczanego kredytobiorcom (aktywa banku, od których muszą zapłacić podatek bankowy) a kosztem środków branych w depozyt. Po obniżce stóp proc. NBP marża odsetkowa banków spada, ponieważ większość kredytów jest na zmienną stopę procentową, zależną właśnie od decyzji banku centralnego. Aby ratować zyski, banki decydują się zatem na cięcie stawek depozytów, uderzając po kieszeni oszczędzających.
Dz
Na razie na podobny krok nie zdecydowało się Ministerstwo Finansów. W październiku 2017 r. do oferty obligacji oszczędnościowych Skarbu Państwa dołączono papiery 3-miesięczne, oprocentowane na 1,5 proc. w skali roku brutto (1,215 proc. netto, po odliczeniu podatku Belki). Produkt z miejsca stał się pewną alternatywą dla lokat bankowych. Być może nie tyle ze względu na poziom oprocentowania, które nie odbiegał bardzo od standardowej oferty, a w porównaniu z ofertą z dodatkowymi warunkami wypadał blado, a jako sposób na dywersyfikację oszczędności, w papiery płynne i bez ograniczeń kwotowych, jakie często stawiają banki.
Ministerstwo Finansów nie tylko nie zmieniło oferty papierów 3-miesięcznych, ale wszystkich obligacji oszczędnościowych - również 2-, 3-, 4- i 10-letnich oraz oferowanych beneficjentom 500+.
Taka stabilność wyróżnia się nie tylko na tle depozytów bankowych, ale i na wtórnym rynku skarbowych papierów wartościowych, na którym rentowność obligacji dziesięcioletnich jest o 50 pb. niższa niż 2 miesiące temu, co znajdzie zapewne odzwierciedlenie w niższym koszcie emisji kolejnych serii obligacji przez MF. Oznacza to, że państwo mniej zapłaci za nowy dług. Obecnie rentowność "dziesięciolatek" sięga ok. 1,8 proc., natomiast oprocentowanie 10-letnich obligacji oszczędnościowych wynosi w pierwszym roku 2,7 proc., a w kolejnych - 1,5 p.proc. ponad inflację CPI raportowaną przez GUS. To właśnie rynek "hurtowy" jest głównym źródłem, z którego państwo pozyskuje pieniądze - na koniec stycznia zadłużenie Skarbu Państwa z tytułu rynkowych SPW wynosiło blisko 666 mld zł, tymczasem z tytułu papierów oszczędnościowych - niespełna 30 mld zł.
Kwota 30 mld zł ulokowana przez ok. 150 tys. oszczędzających gospodarstw domowych (i ok. 20 tys. na kontach IKE-Obligacje) w tych papierach jest także niewielka w stosunku do środków na depozytach bankowych - bieżących (ok. 600 mld zł) i terminowych (blisko 300 mld zł). Warto jednak zwrócić uwagę na dynamikę w ostatnich latach - przy rosnącej inflacji i utrzymującym się (a teraz obniżonym) na niskim poziomie oprocentowaniu lokat, przez 5 lat wielkość środków lokowanych na depozytach bieżących wzrosła o ponad 300 mld zł, na terminowych - spadła o blisko 17 mld zł, natomiast w obligacjach oszczędnościowych Skarbu Państwa - zwiększyła się o ponad 20 mld zł.


Więcej na ten temat przeczytasz w tekście głównego analityka Dz Krzysztofa Kolanego pt. "Objawiają się szkodliwe efekty bierności RPP".
Oszczędzający mają twardy orzech do zgryzienia. W lutym inflacja cenowa nad Wisłą wzrosła do najwyższego poziomu od 2011 r. i sięgnęła 4,7 proc. Oznacza to, że oszczędności Polaków trzymane w gotówce, banku czy obligacjach oszczędnościowych topniały w najwyższym od blisko 3 dekad tempie - przynosiły bowiem niższą stopę zwrotu (po odliczeniu podatku Belki!) niż wynosiła inflacja CPI.
Wśród ekonomistów dominuje pogląd, że spadek aktywności gospodarczej z powodu koronawirusa spowoduje istotne obniżenie inflacji, a zatem represja finansowa nawet po obniżce stóp proc. NBP będzie słabsza. Tyle że zapewne następuje wyraźna zmiana koszyka konsumowanych dóbr i usług. Te, na które rośnie popyt, mogą podrożeć. Inflacja konsumencka spadnie na papierze, ale w portfelach tego nie odczujemy. Europejscy statystycy już zastanawiają się, jak dostosować metodę liczenia inflacji do wyjątkowych warunków. Jeśli wystąpią duże problemy z podażą, inflacja może nawet mocno wzrosnąć, szczególnie jeśli państwo zaleje gospodarkę pakietem stymulacyjnym w postaci setek miliardów złotych, który nie przełoży się na odbudowę produkcji.