Dz

REKLAMA
ASY BANKIERA

Studenci polskich uczelni - czyli jak zamienić złoto w próchno

2014-10-26 06:00
publikacja
2014-10-26 06:00

Często słyszymy pełne zadowolenia stwierdzenia o tym, że wydano na dany cel więcej pieniędzy niż w ubiegłych latach. W podtekście mamy rozumieć, że nastąpiła poprawa. Niestety, w większości przypadków dogmat o rozwoju przez zwiększanie wydatków prowadzi na manowce. Miarą rozwoju danej dziedziny nie jest bowiem ilość wydanych na nią środków, ale ich efektywność.

Studenci polskich uczelni - czyli jak zamienić złoto w próchno
Studenci polskich uczelni - czyli jak zamienić złoto w próchno
fot. iStockphoto/Thinkstock / /ճ󾱲԰ٴdz
Zdobycie wykształcenia powinno być traktowane jako inwestycja (fot. iStockphoto / Thinkstock)

Ofiarą wyznawania takiego szkodliwego dogmatu padła m.in. edukacja. Miała być szansą na dokonanie przez Polskę skoku cywilizacyjnego. Do niedawna jeszcze przedstawiano, że zdobycie wyższego wykształcenia gwarantuje bezproblemowe znalezienie pracy. Wymuszone działania na hasło, a nie będące efektem naturalnych procesów dostosowawczych, rodzą nie do końca dające się przewidzieć skutki. Tak było i w tym przypadku.

Efekt odwrotny do zamierzonego

W 2009 r. funkcjonowało w naszym kraju prawie 470 wyższych uczelni (w tym 330 prywatnych), było ok. 1,9 mln studentów. Tymczasem w ponad dwukrotnie ludniejszych Niemczech było ich jedynie 380 z 2 mln studentów. Tak gwałtowny ilościowy przyrost nie mógł pozostać bez wpływu na poziom nauczania. Uległ on obniżeniu. Brak wykładowców sprawił, że pracowali oni na kilku uczelniach, rekordziści nawet kilkunastu. Osiągnięto efekt odwrotny do zamierzonego, jak to zwykle bywa z odgórnie planowanymi akcjami.

Dz

Wyższe uczelnie opuszczały miliony absolwentów, którzy natychmiast przekształcali się w bezrobotnych. Złą sytuację pogłębiało ślimacze wręcz tempo rozwoju gospodarki. Praktycznie nic się nie budowało, przemysł zaś zanikał. Uczniowie i studenci szkół technicznych nie mieli gdzie odbywać praktyk. Należy pamiętać, że w dziedzinach technicznych wiedza to nie wszystko. Na równi z nią ważne jest śɾ峦Ծ, którego w przyspieszonym tempie nie da się nabyć.

Mamy obecnie do czynienia z prawie dwudziestoletnią luką w doświadczeniu. Na politechnikach funkcjonują wykładowcy, którzy w swoim życiu zawodowym nic realnego nie stworzyli. Konstrukcji nauczają ludzie, którzy nigdy nic nie skonstruowali. Wykładają część wiedzy z podręczników, młody człowiek zaś tylko część z tych wykładów przyswaja. Jeśli taki specjalista opuszcza mury wyższej uczelni, a jednocześnie nie miał okazji praktycznie zetknąć się z zagadnieniami, o których tylko słyszał, to całe jego kilkuletnie zaangażowanie zamienia się w nic nieznaczące zdobycie papierka. Zasila szeregi bezrobotnych.

Edukacja droższa niż armia

Państwo niestety przyczynia się do zabiegania przez młodych ludzi o „papier” i opóźnia ich wejście na rynek pracy, ustanawiając nadmiernie wygórowane wymagania dotyczące formalnego wykształcenia przy przyjęciach na stanowiska w administracji, nawet do prostych czynności. Nie każdy zdaje sobie sprawę, że taki stan rzeczy generuje koszty. Przeznaczamy na edukację poważne środki. Wydatki na oświatę w 2013 r. wyniosły 40 mld zł, czyli więcej niż na armię.

W opublikowanym przez OECD raporcie „Education at a glance 2012” przedstawiono koszty kształcenia w poszczególnych krajach. W zestawieniu znalazła się także Polska. Koszt rocznego kształcenia studenta, studenta podyplomowego lub doktoranta oszacowano w Polsce na 7,7 tys. dol. W szkole średniej wynosi on 5,2 tys. dol., w podstawowej zaś 5,6 tys. dol. Całkowite koszty obowiązkowego kształcenia odbywającego się od 6. do 18. roku życia (szkoła podstawowa, gimnazjum i średnia) oceniono na 200 tys. zł.

Dokonując tak dużych wydatków, należałoby zwracać uwagę na ich efektywność. Niestety, są to środki w dużej mierze zmarnowane. Nasza gospodarka nie jest w stanie absorbować tylu absolwentów. Ci mają z kolei uzasadnione, bo rozbudzone m.in. przez państwową propagandę, oczekiwania.

Czytaj dalej: Poprawa na papierze

Następuje zderzenie aspiracji z niemożnością ich realizacji. W związku z tym młodzi ludzie podejmują decyzję o emigracji. Dla naszej gospodarki jest to strata. Tymczasem dochodzi do absurdalnej sytuacji – rząd cichaczem cieszy się z masowej emigracji młodych, w których kształcenie włożyliśmy mnóstwo pieniędzy, gdyż statystycznie „poprawia” to tragiczną sytuację na rynku pracy. Z ich potencjału będą korzystali inni.

Niekorzystne tendencje wzmacniają ukierunkowywane przez urzędników fundusze unijne na tzw. kapitał ludzki. Na ich przykładzie widać, że nie istnieje suma pieniędzy, której nie można by zmarnować. Swego czasu jeszcze minister Bieńkowska na pytanie, dlaczego rządowy spot na dziesięciolecie unii był taki drogi, odpowiedziała, że 辱Ծą wydano… ponieważ były.

Spójrzmy na strukturę beneficjentów programu kapitał ludzki. Ilościowo w 40 proc. to jednostki samorządu terytorialnego, 25,3 proc. organizacje non-profit, natomiast podmioty rynkowe tj. przedsiębiorstwa to jedynie 25,7 proc. Jeszcze gorzej sytuacja wygląda, gdy weźmiemy pod uwagę wartościowy udział w tzw. pomocy. ół쾱 z o.o. zaabsorbowały jedynie 8,2 proc. środków, firmy osób fizycznych 4,8 proc., natomiast jednostki samorządu terytorialnego 17,8 proc., a stowarzyszenia, organizacje społeczne i fundacje 13,4 proc. Czyli słowa przeczą czynom.

Jałowość i bezproduktywność

Z jednej strony mamy do czynienia ze sloganami o wspieraniu innowacyjnej, nowoczesnej gospodarki, z drugiej analiza rzeczywistych działań doprowadza do wniosku, że zamierza się to osiągnąć dzięki administracji oraz fundacjom. Co znamienne, wśród najważniejszych celów programu jest „zapewnienie trwałości europejskich modeli społecznych”. Czy aby na pewno o to nam chodzi?

Najbardziej obnażającymi jałowość i bezproduktywność funkcjonowania molocha, którym jest nasza edukacja, oraz szerokiego programu szkoleń prowadzonego z inspiracji unii europejskiej, finansowanego w części z naszych własnych środków, są wskaźniki innowacyjności. Liczba wynalazków zgłoszonych do ochrony do Europejskiego Urzędu Patentowego na milion mieszkańców wynosi w Polsce zaledwie 3,66, średnia zaś w 27 krajach UE prawie 112, mimo że teoretycznie jesteśmy lepiej wykształceni, ponieważ odsetek mieszkańców w wieku 20–24 lat, mających co najmniej średnie ɲٲłԾ, wynosi w Polsce 91,7 proc., a średnia UE to tylko 77,8 proc.

Dla optymistów, którzy chcieliby twierdzić, że startujemy z niskiego poziomu, ale sytuacja się poprawia, przytaczam cytat z jednego z raportów: „Wprawdzie w latach 2006–2013 Polska zanotowała wzrost wskaźnika innowacyjności SII (średnio rocznie 0,9 proc.), ale wzrost ten był wolniejszy niż wzrost tego wskaźnika dla całej UE (średnio rocznie 1,7 proc.), więc luka innowacyjna między Polską a UE się powiększyła”.

Wiemy już, że powinna nastąpić zmiana w podejściu do spraw edukacji. Rząd zdaje się już też to dostrzegać, lecz niestety zaczyna podejmować działania w charakterystyczny dla siebie sposób, przez co przypomina obijającego się od ściany do ściany. To, co robiono dotychczas, chce zmienić o 180 stopni. Wyrazem tego była emitowana niedawno reklama społeczna, w której przedstawiano rodziców młodego człowieka snujących marzenia o tym, aby został lekarzem, natomiast on pragnął być mechanikiem i naprawiać stare samochody. Konkluzja była taka, żeby pozwolić dzieciom realizować marzenia. Na takie „kampanie” idą nasze podatki.

Nie ma nic za darmo

Decyzję o tym, kto w jakim kierunku będzie się kształcił i na jakim etapie zakończy edukację, każdy powinien podejmować indywidualnie. Państwo powinno zaniechać wysyłania sygnałów, które nader często okazują się fałszywe (raz namawia do zdobywania wyższego wykształcenia, by za chwilę czynić przeciwnie).

Ludzie sami wiedzą, co jest dla nich najlepsze. Nic tak nie demoralizuje i nie psuje rynku, jak stwarzanie złudzenia dawania czegoś za darmo. Dlatego edukacja na poziomie wyższym powinna być płatna, z możliwością zaciągania przez młodych ludzi kredytów na studia, które byłyby spłacane po ich zakończeniu. Zdobycie wykształcenia byłoby wtedy dosłownie traktowane jako inwestycja i w związku z tym gruntownie przemyślane. Skończylibyśmy z wyrzucaniem pieniędzy w błoto, czym są w dużej mierze obecnie wydatki na edukację, szczególnie gdy młody człowiek podejmuje decyzję o emigracji.

Szkolnictwo w sposób nieunikniony musiałoby ograniczyć swój rozmach. To zresztą już następuje ze względu na zapaść demograficzną oraz coraz częstsze dostrzeganie przez młodych ludzi, że byle papier nie daje niczego, natomiast w celu jego zdobycia marnuje się kilka lat, które można byłoby spożytkować na zarabianie pieniędzy i zdobywanie doświadczenia. Trzeba zracjonalizować tę dziedzinę. Kryją się tu dla budżetu znaczne oszczędności.

Można będzie spodziewać się lamentu ze strony kadry wykładowców i argumentu o cofaniu się Polski na drodze postępu, którego wyznacznikiem w ich opinii jest poziom wydatków na edukację. Jednak jak już wcześniej wykazaliśmy, ilość wydanych pieniędzy nie przesądza o sukcesie. Innym argumentem, być może ważniejszym, choć nie zawsze jawnie artykułowanym, jest ten przytaczany przez wykładowcę starożytnej greki, który mówił do swoich uczniów: „Uczcie się starożytnej greki, to jest bardzo ważne, ponieważ dzięki niej mam stałą pracę”. Nie mam tu jednak obaw, bo z pewnością wykładowcy, jako światli ludzie, będą potrafili bez problemu odnaleźć się na rynku pracy.

Tomasz Pióro

Źół:
Tematy
Advertisement

dzԳٲ(49)

dodaj komentarz
~Polak
Największym problemem całego systemu edukacji jest nauczanie teoretyczne, a nie praktyczne oraz system oceniania. Najważniejsze jest praktyczne nauczanie, które daje motywację uczniom
oraz pomaga zrozumieć teorię. To co się w obecnych czasach dzieje w technikach to absurd.
Półroczne praktyki oraz 4 lata teorii. Pracodawca
Największym problemem całego systemu edukacji jest nauczanie teoretyczne, a nie praktyczne oraz system oceniania. Najważniejsze jest praktyczne nauczanie, które daje motywację uczniom
oraz pomaga zrozumieć teorię. To co się w obecnych czasach dzieje w technikach to absurd.
Półroczne praktyki oraz 4 lata teorii. Pracodawca sprawdza wiedzę praktyczną i teoretyczną, ale bez wiedzy praktycznej teoria jest nieprzydatna.
~jerzy
Podajcie jakie są koszty uzyskania patentu,jakie głupoty wypisują pociotki zatrudnione w Urzędzie Patentowym o niewystarczającej Innowacyjności pomysłu.O tym można pisać opowiadania tylko po co gdy 辱Ծą idą na szkolenia.
~Zz
1.Poprawianie statystyk - poziom edukacji - jest ważne dla pozyskania inwestycji zagranicznych korporacji. Przed dokonaniem wyboru o lokalizacji, korporacje mogą sprawdzać na przykład wskaźniki o dostępności wykwalifikowanej kadry - czyli liczbę studentów.2.Wskaźnik innowacyjności bazujący na patentach jest upokarzający. Podstawowym 1.Poprawianie statystyk - poziom edukacji - jest ważne dla pozyskania inwestycji zagranicznych korporacji. Przed dokonaniem wyboru o lokalizacji, korporacje mogą sprawdzać na przykład wskaźniki o dostępności wykwalifikowanej kadry - czyli liczbę studentów.2.Wskaźnik innowacyjności bazujący na patentach jest upokarzający. Podstawowym problemem jest brak naszego zaufania do systemu sądownictwa. Brak zaufania blokuje rozwój przemysłu patentowego, przemysłu który potrafił by dostarczać patentów w sposób efektywny kosztowo i generować zyski.
~George
Trzeba też dodać, że na uczelniach czas się jakby zatrzymał i zalegają je tysiące niedouczonych doktorów, docentów, a często tez podstarzałych profesorów , którzy nie tylko nic ciekawego nie osiągnęli, to jeszcze ze względu na wiek czy marne kwalifikacje intelektualne - nic nie osiągną. Tacy robią tylko i wyłącznie w dydaktyce i Trzeba też dodać, że na uczelniach czas się jakby zatrzymał i zalegają je tysiące niedouczonych doktorów, docentów, a często tez podstarzałych profesorów , którzy nie tylko nic ciekawego nie osiągnęli, to jeszcze ze względu na wiek czy marne kwalifikacje intelektualne - nic nie osiągną. Tacy robią tylko i wyłącznie w dydaktyce i notorycznie narzekają, jakie to marne 辱Ծą zarabiają. Kiedy ja pracowałem na uczelni (politechnika), pensum dydaktyczne wynosiło 7 godzin tygodniowo! Co prawda było to stanowisko naukowo-dydaktyczne, na którym dydaktyka była w pewnym sensie dodatkiem, ale pracowali w tym reżimie także ci, którzy żadną pracą naukową się nie splamili. Ciekawe jak jest teraz?
~ola
mgr = może gościu rozumie.
ᲹśڲDZ
Polska to dziwny kraj, wszystko jest puszczone na samopas, państwo nie panuje nad niczym, wszędzie tylko jest marnotrawiona kasa podatników, w Niemczech jest 2 razy więcej ludzi, a studentów tyle samo, dlatego w Niemczech każdy po studiach ma dobrze płatną pracę, rynek nie jest popsuty, paranoja, w Polsce ciężko, aby coś było normalnie
~on
Do studiujacych dziennie lub zamierzajacych:1 rok - rozponaj czy rzeczywiscie chcesz studiowac i konkretnie wez sie do nauki2 rok - sumienna nauka3 rok - nawiaz kontakt z firma/branza w ktorej chcesz pracowac (praktyki, staze)4 rok - rozpocznij prace w tej firmie (pol etatu, cwierc etatu, praktyki, wez udzial w szkoleniach)5 rok Do studiujacych dziennie lub zamierzajacych:1 rok - rozponaj czy rzeczywiscie chcesz studiowac i konkretnie wez sie do nauki2 rok - sumienna nauka3 rok - nawiaz kontakt z firma/branza w ktorej chcesz pracowac (praktyki, staze)4 rok - rozpocznij prace w tej firmie (pol etatu, cwierc etatu, praktyki, wez udzial w szkoleniach)5 rok - pracuj w firmie i pisz prace dyplomowa, koncz studia z mysla o podyplomowych, doksztalcaj sieNapisz powyzsze na scianie w swoim studenckim pokoju, zastosuj i jestes skazany na skukces. I aby kazdy wiedzial: trzeba zap....dalac i wtedy dojdziesz do czegos i najwazniejsze bedziesz mial szacunek do siebie. Powodzenia
~holger
Ale takiego studencika to bym przepytał bardzo starannie...
~Pp
Nie mniej pieniądzy na edukację, tylko więcej pieniędzy na studenta. I mniej studentów.Skończyłem uczelnie wyższą, techniczną. 3/4, jak nie więcej ludzi którzy ją ukończyli, nigdy nie powinni skończyć 1 roku. Uczelnie biorą tylu studentów, ile się da, bo dostaję 辱Ծą per głowa - więc logiczne jest że biorą ile się da, nie patrząc Nie mniej pieniądzy na edukację, tylko więcej pieniędzy na studenta. I mniej studentów.Skończyłem uczelnie wyższą, techniczną. 3/4, jak nie więcej ludzi którzy ją ukończyli, nigdy nie powinni skończyć 1 roku. Uczelnie biorą tylu studentów, ile się da, bo dostaję 辱Ծą per głowa - więc logiczne jest że biorą ile się da, nie patrząc czy ktoś wyniesie coś ze studiów, czy nie.Zmniejszenie wydatków na edukację, a wręcz uczynienie ich płatnymi to w tym momencie najgorsze co może być. Pieniądze dla firm zatrudniających ludzi po studiach - najlepszy pomysł jaki może być. Wszystkie dofinansowania powinny motywować pracodawców do zatrudniania "świeżych" i uczeniach ich (czyli tak naprawdę, inwestowania w nich). Firmy nie chcą zatrudniać nowych, bo wiedzą jak w tej chwili wyglądają studia, i jacy ludzie je kończą. Niestety, przez to pracy nie mogą znaleźć też ludzie, którzy faktycznie do studiów się przyłożyli.Podejście pracowadców też robi swoje - wydoić jak się da, najlepiej żeby za wszystkie kursy i szkolenia każdy płacił sam. Wyydaje się, że niektórzy chcieli by wręcz, by za zdobyte śɾ峦Ծ w ich zakładzie praciownik im płacił - w końcu edukacja kosztuje, nie? ;)
~awatar
no właśnie nie widać by coś się w tym kraju rozwijało oprócz rosnącej liczby biedronek i lidlów

ʴǷɾąԱ: Edukacja

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki