Rząd musi zdecydować, czy w Polsce jest miejsce na prywatną energetykę jądrową - uważa Maciej Bando, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej. Lokalizacja pierwszej elektrowni w Choczewie jest przesądzona, ale termin jej uruchomienia w 2033 roku jest trudny do dotrzymania.


Maciej Bando poinformował, że w rządzie trwa dyskusja, czy w Polsce jest miejsce na prywatną energetykę jądrową, czy jednak nie powinniśmy zadbać o to, żeby państwo sprawowało jakąś formę kontroli nad tym obszarem.
Jako przykład wskazał spółkę utworzoną przez Orlen i Synthos w celu budowy małych reaktorów jądrowych. Jego zdaniem, podział udziałów w tej spółce po 50 proc. nie zapewnia Skarbowi Państwa efektwnej kontroli nad tym przedsięwzięciem.
W jego ocenie, jest bardzo mało realne, że w 2029 roku popłynie pierwszy prąd z małych reaktorów jądrowych, co zapowiadali przedstawiciele Orlenu i Synthosu.
"Nie ma jeszcze nigdzie na świecie takich małych reaktorów, ja to traktowałem bardziej jako grę propagandową i element wzrostu wartości firmy. Poruszamy się w obszarze małych reaktórów wciąż na etapie start-upów" - powiedział Maciej Bando w telewizji TVN24.
Innym przykładem udziału kapitału prywatnego jest plan budowy drugiej elektrowni jądrowej w Koninie/Pątnowie w Wielkopolsce. Projekt jest realizowany przez wspólną spółkę PGE i ZE PAK, która w 2022 roku podpisała umowę z koreańską firmą KHNP.
"Jest pytanie, czy prywatni inwestorzy będą akceptowani przez społeczeństwo i administrację. Dodatkowo firma koreańska nie ma dużego doświadczenia w budowie reaktorów na terenie Europy. Ostatni projekt przeprowadzony przez tę firmę był w krajach arabskich, a tam chociażby wymogi dotyczące środowiska czy procedury administracyjne są zupełnie inne. Słyszeliśmy też, że istnieje spór o własności intelektualne między amerykańskim Westinghouse i Koreańczykami" - powiedział Maciej Bando.
Pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej przypomniał, że zapadła jednoznaczna decyzja, że pierwsza polska elektrownia jądrowa powstanie w Choczewie na Pomorzu. Ma to być elektrownia o mocy elektrycznej do 3750 MWe, a technologię do jej budowy dostarczyć ma firma Westinghouse.
"Jest jednoznaczna decyzja, że, zgodnie ze wskazaniami, elektrownia powstanie w Choczewie. Nie ma możliwości, żebyśmy zatrzymali projekt jądrowy, a zmiana lokalizacji wiąże się z całym cyklem przygotowania nowych ekspertyz środowiskowych i przeprowadzeniem nowych konsultacji" - powiedział.
Pytany o zapowiedzi uruchomienia elektrowni w 2033 roku zaznaczył, że termin jest trudny do dotrzymania.
"Nie powiem jednoznacznie, że nie da się go dotrzymać, ale to bardzo trudny termin. Rząd PiS przez 6 lat nic nie zrobił w sprawie enegetyki jądrowej i w ogóle polityki energetycznej Polski, a to, co się zadziało na przełomie 2020/21, czyli jak gdyby pójście do sklepu i kupno elektrowni, nie bardzo jest spotykane we współczesnym świecie. Przyspieszenie w budowie nastąpiło dopiero w 2023 roku" - powiedział Maciej Bando.
"Wydaje się, że budowa elektrowni jądrowej powinna ruszyć w 2026 roku, ewentualnie może być kwartał lub dwa opóźnienia. Możliwy jest poślizg, bo dzisiaj jedną z najważniejszych kwestii jest zamknięcie finansowania inwestycji. Aby zamknąć finansowanie, w tym roku powinniśmy uzyskać uzgodnienia z Komisją Europejską, które nie będą kwestionowały pomocy publicznej. Jesteśmy w stałym kontakcie z KE. Jest wysoce prawdopodobne, że Komisja się zgodzi" - dodał.
Pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej przypomniał, że wstępne założenia mówiły, że udział Skarbu Państwa w finansowaniu energetyki jądrowej wyniesie do 60 mld zł.
"To tylko część pieniędzy, które będą w ten projekt zaangażowane, bo liczymy na bardzo duże wsparcie ze strony firm amerykańskich, przede wszystkim banków. Dla nas obecnie najważniejsze jest uzyskanie listów intencyjnych i sztywne potwierdzenie, że Exim Bank będzie to finansować. Jak skończymy model finansowania, będzie można mówić o strukturze udziałów" - powiedział Maciej Bando. (PAP Biznes)
pr/