Niedocenianymi beneficjentami amerykańskiej pomocy przekazywanej do Afryki poprzez program Agencji Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego, znanej jako USAID, były instytucje obsługujące wielotysięczny personel tej organizacji: drogie hotele, restauracje, sklepy i warsztaty samochodowe. To one jako pierwsze odczuły brak zamożnych klientów.


W Afryce odwołanie do Stanów Zjednoczonych pracowników USAID szybko pociągnęło za sobą wygaszenie prowadzonych przez tę agendę projektów. A do obsługi każdego z nich zatrudniano dziesiątki osób. W Liberii - na przykład - na etatach USAID było nieco ponad 100 osób, ale wartymi setki milionów dolarów projektami zajmowało się kilka tysięcy dobrze opłacanych pracowników, zarówno ze Stanów Zjednoczonych, jak i miejscowych, którzy dzięki wysokim pensjom tworzyli powoli lokalną klasę średnią. Wszystko urwało się wraz z decyzją administracji Donalda Trumpa o zakończeniu działalności USAID.
„Z dnia na dzień odwołano w moim hotelu kilka konferencji, a organizowaliśmy czasami kilka tygodniowo. Ich odejście (pracowników USAID - PAP) odczuła też nasza restauracja i kawiarnia, gdzie w zasadzie codziennie odbywały się nieformalne spotkania biznesowe. Za chwilę odczujemy to jeszcze mocniej. Właśnie ukończyliśmy budowę nowego kompleksu z mieszkaniami na długoterminowy wynajem, ale może się okazać, że nie będzie komu ich wynająć” – Anna, właścicielka jednego z największych hoteli w Monrowii, liczy straty, ale jest optymistką i w rozmowie mocno podkreśla, że jej rodzinny biznes przeżył w Liberii dwie rujnujące kraj wojny domowe, więc jest przekonana, że i te „perturbacje przeminą”.
Starty liczą też libańscy właściciele budynku położonego na wprost świecącej obecnie pustkami siedziby USAID w Monrowii przy UN Drive. Na bramie czteropiętrowego apartamentowca z widokiem na ocean, od którego dzieli go 50 metrów, od dwóch miesięcy widnieje wielka tablica z napisem „na wynajem”. Ale chętnych brakuje.
Jednak chyba w najgorszej sytuacji znaleźli się właściciele warsztatów samochodowych. W większości afrykańskich krajów naprawa, czy tylko serwis samochodu w warsztacie wiąże się ze sporym ryzykiem utraty oryginalnej części, która wcale nie wymagała żadnej naprawy. Zakłady godne zaufania są niezwykle drogie i jest ich zwykle bardzo mało, przez co są oblegane przez posiadaczy droższych samochodów.
„Byli naszymi najlepszymi klientami. Każdy, kto przyjeżdżał na kontrakt, kupował nowy samochód, zwykle terenową, dobrze wyposażoną Toyotę. Jednego dnia straciliśmy kilkudziesięciu klientów. A za chwilę wszystkie trzy warsztaty w mieście stracą setki, bo lokalni satelici wkrótce zrozumieją, że bez sowitych pensji już ich nie będzie stać na samochody kupione za 40 tys. dolarów” – żali się Michael, Libańczyk prowadzący warsztat samochodowy przy Benson Street w stolicy Liberii. Jako dowód pokazał gruby zeszyt z długą listę pojazdów. Ponad połowa była przekreślona na czerwono. „To nie kompletne straty, poczekam z wykreśleniem pozostałych, bo może nie wszyscy zabrali samochody do USA”.
Pustkami świecą też w Monrowii popularne restauracje, które w mieście policzyć można na palcach jednej ręki.
„Otworzyłam to miejsce specjalnie dla Amerykanów z USAID. Codziennie przychodzili na kawę i ciastko. W weekendy przynosili książki, bo tutaj cisza i można się schronić przed słońcem. Teraz rzadko ktoś tu zagląda” – Gloria przyznaje, że nigdy nie narzekała na tłumy w swojej kawiarni, skromnej, ale strategicznie położonej w zaułku między ambasadą USA a siedzibą USAID. Teraz bez stałych gości nie widzi sensu prowadzenia interesu.
Liberia nie jest krajem obleganym przez turystów, usługi są mocno wspierane przez ekspatów, właśnie takich jak pracownicy USAID, czy licznych agencji ONZ. Jeśli prezydent USA ograniczy lub obetnie finansowanie ONZ stracą nie tylko osoby rzeczywiście potrzebujące pomocy i od niej uzależnione, ale padnie też niejeden biznes.
Z Abidżanu Tadeusz Brzozowski (PAP)
tebe/ mal/