Bank Centralny Chile dokonał kolejnej mocnej podwyżki stóp procentowych, podnosząc cenę pieniądza do najwyższego poziomu od 2014 roku. Przyczyną takiej decyzji jest pędząca inflacja, która w tym andyjskim kraju ma jednak niecodzienną specyfikę.


- Na Posiedzeniu Polityki Monetarnej zarząd Centralnego Banku Chile zdecydował się podnieść stopę polityki monetarnej (MPR) o 125 punktów bazowych - do 4,00%. Decyzję tę podjęto jednogłośnie – .


Taka decyzja nie zaskoczyła rynku. W ankiecie Bloomberga takiej właśnie podwyżki spodziewało się 13 z 16 ekonomistów. Dwóch oczekiwało podwyżki o 100 pb., a jeden o 150 pb. Była to druga z rzędu podwyżka chilijskiej stopy procentowej. W październiku stopy podniesiono także o 125 punktów bazowych, co było wówczas najsilniejszą podwyżką od przynajmniej 20 lat. Łącznie od czerwca bank centralny Chile podniósł koszty kredytu o 350 pb., zrywając z polityką prawie zerowych stóp procentowych wprowadzoną po koronawirusowym załamaniu z wiosny 2020 roku.
Przyczyną tak gwałtownych podwyżek stóp procentowych w Chile jest szalejąca inflacja cenowa. Inflacja CPI w listopadzie przyspieszyła do 6,7% w skali roku wobec 6% odnotowanych miesiąc wcześniej. To najwyższy odczyt tego wskaźnika od 2008 roku, gdy w porywach sięgał on niemal 10%. A jeszcze na początku tego roku inflacja CPI w Chile oscylowała wokół poziomu 3%.
Chilijska inflacja ma jednak własną specyfikę. Po marcu 2020 rządzący usiłują nakręcić koniunkturę gospodarczą poprzez zezwolenie na wypłatę części oszczędności emerytalnych zgromadzonych w specjalnych funduszach (nota bene będących wzorem dla polskich OFE). W rezultacie do poturbowanej polityką lockdownów gospodarki wpompowano ogromne ilości pieniądza, co wyzwoliło potężny popyt konsumpcyjny i wywołało wzrost cen.
Wysokiej inflacji CPI w Chile towarzyszy rekordowy wzrost produktu krajowego brutto. W III kwartale 2021 roku chilijski PKB był aż o 17,2% wyższy niż rok temu po tym, jak kwartał wcześniej odnotowano wzrost o 18,1%. Rzecz jasna po części jest to efekt niskiej bazy sprzed roku, kiedy to na skutek administracyjnego zamknięcia gospodarki PKB Chile spadł o 14,2% w II kw. 2020 oraz o 9% w kwartale trzecim. Tyle że obecne ożywienie w znacznej mierze bazuje na przepuszczaniu oszczędności emerytalnych narodu, zbierane w kapitałowych funduszach inwestycyjnych będących protoplastą polskich OFE.
Świat wyższych stóp procentowych
Chile jest kolejnym krajem rozwijającym się, który na serio wziął się za zwalczanie postcovidowej inflacji. Jak policzył portal centralbanks.info, od początku roku na całym świecie dokonano już przeszło stu podwyżek stóp procentowych w 38 bankach centralnych. Rosja podniosła cenę pieniądza w tym roku z 4,25 do 7,5 proc. Także w Brazylii dokonano sześciu podwyżek, wynosząc stopę procentową z zaledwie 2 do 7,75 proc. We wtorek stopy procentowe już po raz siódmy z rzędu podniósł bank centralny Węgier.
Bankierzy centralni na całym (no prawie całym, bo Turcja jest tu wyjątkiem) po wielu miesiącach zwodzenia opinii publicznej wreszcie przyznali, że wykreowana przez nich inflacja nie jest zjawiskiem „przejściowym”.
- Czas przestać używać słowa „przejściowy” do opisania obecnej presji inflacyjnej. Mamy tendencję do używania tego słowa w celu oznaczenia, że zmiany nie pozostawią trwałego śladu w postaci wyższej inflacji. Myślę, że to dobry moment, aby wycofać się z tego słowa i spróbować jaśniej powiedzieć, co mamy na myśli – powiedział pod koniec listopada przewodniczący amerykańskiej Rezerwy Federalnej Jerome Powell.
Podobną samokrytykę kilka dni później wygłosił prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński. - Chciałbym dzisiaj też to powiedzieć. Zmieniam retorykę. Inflacja jest przejściowa, ale w okresie 2 lat, a i to też nie wiadomo, choć to teraz tak widzimy. Inflacja nie jest przejściowa, inflacja jest uciążliwa. Będziemy się starali ją sprowadzić do minimalnych poziomów, ale nie kosztem dużego bezrobocia - powiedział 1 grudnia Adam Glapiński. Tak, ten sam prezes Glapiński, który najpierw twierdził, że „drożyzny nie ma i nie będzie”, potem twierdził, że inflacja jest niska, a następnie, że jest „przejściowa”.
A ponieważ inflacja zapewne jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa, to bankierzy centralni na niemal całym świecie wreszcie zaczęli reagować. Ten tydzień obfituje w posiedzenia rozmaitych komitetów monetarnych. Za sobą mamy już decyzje w Budapeszcie i Santiago. W czwartek o stopach procentowych rozmawiać będą urzędnicy w Szwajcarii, Norwegii (oczekiwana podwyżka z 0,25% do 0,50%), Turcji (gdzie rynek spodziewa się obniżki z 15% do 14% przy 20-procentowej inflacji) oraz przede wszystkim Wielkiej Brytanii i Europejskiego Banku Centralnego. W piątek dojdzie do tego komunikat Banku Japonii.
Fed wyznaczy kierunek
Ale oczy inwestorów i tak będą zwrócone na Fed. Komunikat Federalnego Komitetu Otwartego Rynku ujrzy światło dzienne w środę o 20:00 czasu polskiego. Spekuluje się, że w obliczu najwyższej od prawie 40 lat inflacji cenowej (już nawet oficjalnie zbliżającej się do 7%) oraz przegrzanego rynku pracy Rezerwa Federalna może podjąć decyzję o szybszym zakończeniu programu skupu obligacji (QE), zwanego potocznie „dodrukiem pieniądza”. Ogłoszony w listopadzie „tapering” miał doprowadzić do wygaszenia QE do połowy 2022 roku. FOMC może jednak ten termin przybliżyć, co będzie oznaczało nieco wejście szybszą ścieżkę powrotu do monetarnej normalności. W ostatnich tygodniach oczekiwany termin pierwszej podwyżki stopy funduszy federalnych przesunął się z czerwca na maj 2022 roku – wynika z obliczeń FedWatch Tool opartych o notowania kontraktów terminowych. Do końca przyszłego roku Fed może podnieść koszt kredytu do poziomu 0,75-1,00%.
Nie ma się jednak łudzić, aby którykolwiek z głównych banków centralnych świata w najbliższych miesiącach podniósł stopy procentowe do poziomów przynajmniej zbliżonych do oczekiwanej inflacji CPI. Co to to nie. Mowa tu jedynie o kosmetycznych podwyżkach. Cena kredytu w Fedzie, EBC, Banku Japonii czy Banku Anglii jeszcze zapewne długo pozostanie niższa od oficjalnie raportowanej inflacji. Oznacza to utrzymanie trwającej od 2008 roku polityki represji finansowej, w ramach których realne stopy procentowe utrzymywane są na ujemnych poziomach, wspierając dłużników i niszcząc siłę nabywczą oszczędności.