Bank centralny Turcji zdecydował się na trzecią z rzędu obniżkę stóp procentowych, ignorując szalejącą w kraju blisko 20-procentową inflację. Rynek ma świadomość faktu, że polityką monetarną nad Bosforem faktycznie kieruje prezydent Recep Tayyip Erdogan.


Bank Centralny Republiki Tureckiej (TCMB) w czwartek podjął decyzję o obniżeniu referencyjnej stopy procentowej (czyli oprocentowania tygodniowych operacji repo) z 16% do 15%. Ekonomiści spodziewali się obniżenia stawki referencyjnej o 100 pb., właśnie do 15%.


To już trzecia z rzędu obniżka stóp procentowych nad Bosforem. Pierwsza miała miejsce we wrześniu. TCMB obniżył wówczas stopę referencyjną z 19% do 18%, co było sporym zaskoczeniem dla inwestorów oczekujących utrzymania ceny pieniądza bez zmian. Jeszcze większym szokiem była decyzja październikowa, kiedy to stopa referencyjna została ścięta aż o 200 pb., z 18% do 16%.
W reakcji na czwartkową decyzję doszło do kolejnej fali osłabienia liry. O 12:19 za dolara amerykańskiego trzeba było zapłacić przeszło 10,80 lir.
„Niekonwencjonalna” polityka monetarna TCMB sprawia, że lira jest w ostatnich latach najgorszą walutą zaliczaną do grona rynków wschodzących. Dziś w nocy za dolara płacono już niemal 11 lir. To nowy rekord. Tylko od początku roku lira straciła niemal 30% swej wartości wobec dolara. Przez ostatnie trzy lata lira zdewaluowała się o niemal 50%, a przez ostatnią dekadę straciła ponad 82%.
- Podczas gdy efekty wysokiej globalnej inflacji na oczekiwanie inflacyjne i międzynarodowe rynki finansowe są bacznie monitorowane, to banki centralne w gospodarkach rozwiniętych oczekują, że ten wzrost inflacji wynikający z rosnących cen energii i nierównowag pomiędzy podażą a popytem będzie dłuższy, niż wcześniej oczekiwano. W związku z tym banki centralne w gospodarkach rozwiniętych kontynuują ekspansywne nastawienie w polityce monetarnej i programy skupu aktywów – w tak kuriozalny sposób tureccy bankierzy centralni uzasadniali dzisiejszą obniżkę stóp procentowych. I podobnie jak prezes NBP Adam Glapiński usiłowali zrzucić winę za uporczywie wysoką inflację na czynniki zewnętrzne: wzrost cen energii i żywności oraz zaburzenia w globalnych łańcuchach dostaw.
- Bank centralny otrzymał misję niemożliwą do wykonania. Erdogan dyktuje, jaka powinna być polityka monetarna, a potem osądza bank centralny na polu „kontrolowania inflacji”. Rezultat nie ma tu większego znaczenia. Wynik jest ciągle ten sam: mniej lub bardziej słabsza lira – skomentował analityk Commerzbanku cytowany przez agencję Reuters.
Przeczytaj także
"Erdoganomika" wciąż w natarciu
Obniżka stóp procentowych w Turcji stoi w sprzeczności z podręcznikowymi zasadami prowadzenia polityki monetarnej. We wrześniu inflacja CPI w Turcji przyspieszyła do 19,58%, osiągając najwyższą wartość od dwóch lat, a w październiku jeszcze wzrosłado 19,89%. W warunkach tak wysokiej inflacji bank centralny powinien mocno podnieść stopy procentowe, aby ograniczyć podaż pieniądza (tj. kredytu) i przekonać społeczeństwo, że poważnie traktuje swój cel inflacyjny (w Turcji wynoszący 5%).
Ale to nie dotyczy Turcji, gdzie w politykę pieniężną regularnie wtrąca się prezydent Recep Erdogan, słynący z - mówiąc eufemistycznie - niekonwencjonalnych poglądów na ekonomię. Już po lipcowym odczycie inflacji turecki „sułtan” publicznie apelował do banku centralnego o DzԾżԾ stóp procentowych. Zdaniem Erdogana to wysokie stopy procentowe powodują inflację, podczas gdy ekonomiści dość powszechnie uważają, że jest dokładnie odwrotnie.
Powiedzieć, że prezydent Turcji swoimi słowami wywiera presję na banku centralnym, to za mało. Wszyscy wiedzą, że brak dostosowania się do woli polityka oznacza koniec kariery w Centralnym Banku Turcji. Taki los w 2019 r. spotkał Murata Cetinkaye, który nie zgadzał się z poglądami Erdogana. Jego następca, Murat Uysal, utrzymał się w siodle 1,5 roku. Następnej zmiany szefa banku centralnego „Sułtan” dokonał w marcu tego roku – oczywiście wywołało to kolejny krach na lirze. Niedawno Erdogan zwolnił trzech członków kierownictwa TCMB, którzy opierali się obniżaniu stóp procentowych. Można więc zażartować, że tureccy bankierzy centralni dzielą się na frakcję „gołębi” oraz na bezrobotnych.
KK