Powiększenie konsulatu USA na Grenlandii budzi obawy w naszym społeczeństwie - ocenił grenlandzki premier Jens-Frederik Nielsen, który w niedzielę złożył wizytę w Danii.


Amerykańska placówka dyplomatyczna, zajmująca w stolicy Grenlandii Nuuk niewielki drewniany dom, ma wkrótce przeprowadzić się do nowoczesnego budynku o powierzchni 3 tys. mkw. z garażami.
Według ekspertów z dziedziny bezpieczeństwa, cytowanych przez duńską gazetę "Ekstra Bladet", zmiana lokalu może wiązać się z potrzebą prowadzenia na Grenlandii działalności wywiadowczej i operacji wpływu. Miałaby ona polegać m.in. na próbach przekonania Grenlandczyków do poparcia idei prezydenta USA Donalda Trumpa przejęcia wyspy przez Stany Zjednoczone.
Wcześniej z powodu tego rodzaju obaw zamknięcia konsulatu USA w Nuuk domagał się duński konserwatywny polityk Rasmus Ramlov.
Stojący od początku kwietnia na czele grenlandzkiego rządu Nielsen spotkał się w niedzielę w Kopenhadze z premier Danii Mette Frederiksen. Rozmawiano o rozszerzeniu autonomii Grenlandii oraz relacjach ze Stanami Zjednoczonymi. Na konferencji prasowej przywódcy Grenlandii i Danii wyrazili chęć spotkania z Trumpem. Nielsen powtórzył, że Grenlandii nie można kupić, oskarżył także władze USA o brak szacunku.
Szef rządu Grenlandii w poniedziałek powróci na wyspę w towarzystwie króla Danii Fryderyka X. Wizyta monarchy jest komentowana w mediach jako wyraźny sygnał wysyłany przez Danię pod adresem USA. W przyszłym tygodniu Fryderyk ma odwiedzić m.in. duńskich żołnierzy stacjonujących na wyspie.
Grenlandia jest autonomicznym terytorium zależnym od Danii. Nielsen opowiada się za niepodległością wyspy, ale dopiero po osiągnieciu niezależności ekonomicznej. Obecnie Grenlandczycy otrzymują dotacje od rządu w Kopenhadze.(PAP)
zys/ mms/