Dz

REKLAMA
PIT.pl

TYLKO U NASPływające turbiny wiatrowe to przyszłość? Polskie stocznie są w stanie produkować takie konstrukcje, ale jest haczyk

Michał Niewiadomski2025-05-05 06:00analityk Dz
publikacja
2025-05-05 06:00

Mamy olbrzymią nadzieję na to, że tzw. druga faza polskich projektów offshore pozwoli zbudować na polskim rynku kompletny zestaw kompetencji w zakresie projektowania technicznego i budowlanego Morskich Farm Wiatrowych – mówi Jakub Budzyński, prezes Polskiej Izby Morskich Farm Wiatrowych.

Pływające turbiny wiatrowe to przyszłość? Polskie stocznie są w stanie produkować takie konstrukcje, ale jest haczyk
Pływające turbiny wiatrowe to przyszłość? Polskie stocznie są w stanie produkować takie konstrukcje, ale jest haczyk
fot. RicoK / /鰿

Kilkanaście dni temu podpisano umowę na zaprojektowanie i zbudowanie przez Crist Offshore stacji transformatorowej, czyli takiego serca morskiej farmy wiatrowej dla Ocean Winds. Polska stocznia jest w stanie robić 2 takie trafostacje rocznie. Czy to będzie w stanie zaspokoić potrzeby polskich farm na Bałtyku?

Jedna taka trafostacja, w zależności od sposobu zaprojektowania, jest w stanie obsłużyć elektrownie wiatrowe o łącznej mocy około 700 MW. W najbliższych pięciu latach planowane jest przyłączenie około 6000 MW. Crist będzie w stanie obsłużyć ponad 1 GW mocy rocznie, przy założeniu, że wszystko w ramach realizowanych projektów wydarzy się „o czasie”, a kolejne etapy projektów MFW będą  realizowane w tym samym, miarowym rytmie. Teoretycznie jest to możliwe, jednak należy pamiętać, że pozostałe projekty tzw. I fazy mają już wyłonionych generalnych dostawców, a ich harmonogramy w różnych miejscach nakładają się na siebie. Realnie stocznia rozpocznie budowę tej stacji w 2026 roku.

Konkludując, Crist Offshore nie obsłuży całego zapotrzebowania na tego typu elementy infrastruktury MFW w I fazie, ale ma szansę przechwycić dużą część zamówień z polskiego rynku w ramach tzw. fazy II, która powinna wejść w etap produkcyjny i budowlany około 2030 roku.

Które elementy morskich farm wiatrowych są w stanie wyprodukować stocznie w Szczecinie, Gdyni i Gdańsku?

Infrastruktura tych zakładów pozwala na dostarczanie kompletnych trafostacji lub tzw. topsides, czyli konstrukcji trafostacji, w których instaluje się cały osprzęt elektryczny, w tym kable, transformatory oraz urządzenia zespołów sterowania i bezpieczeństwa. Te stocznie są również w stanie produkować elementy secondary steel, czyli elementy towarzyszące konstrukcji zasadniczych, takich jak fundamenty (monopale, konstrukcje kratownicowe – jackets) oraz sekcje przejściowe (transition pieces), stanowiące m.in. podstawę dla platform dostępowych do urządzeń zainstalowanych na morzu.

Na bazie istniejącej infrastruktury stoczni w Gdańsku powstaje supernowoczesna fabryka Baltic Towers, która już w maju br. rozpocznie seryjną produkcję wież wiatrowych do zastosowań offshore, przeznaczonych dla największych i najsilniejszych turbin dostępnych obecnie na rynku europejskim.

Istnieje również interesująca nisza rynkowa, mianowicie technologia floating wind, polegająca na instalowaniu elektrowni wiatrowych na konstrukcjach, które nie są „na sztywno” przytwierdzone do dna morskiego. Są to tzw. konstrukcje „pływające”, stosowane m.in. na obszarach morskich o dużych głębokościach, np. 100 metrów i więcej, gdzie „zasięg technologiczny” tradycyjnych konstrukcji typu „fixed bottom” jest niewystarczający. Polskie stocznie są w stanie produkować kompletne konstrukcje tego typu, jednak wiąże się to z istotnymi wyzwaniami logistycznymi i kosztowymi, także dla zamawiającego, choćby z uwagi na potrzebną ilość surowca, np. stali.

Ponadto, odchodząc na chwilę od wątku infrastruktury morskich farm wiatrowych, polskie stocznie dostarczają – mimo ogromnego potencjału i doświadczenia – wciąż tylko częściowo wyposażone kadłuby dla statków specjalistycznych, takich jak kablowce czy statki serwisowe klasy SOV. Zakłady w Trójmieście i Szczecinie posiadają kompetencje oraz zdolności, by wspólnie z polskimi biurami projektowymi produkować również specjalistyczne statki instalacyjne, które należą do najbardziej wyrafinowanych jednostek pływających pod względem inżynieryjnym, bardzo pożądanych na rynku globalnym. Polski przemysł stoczniowy ma pełny zakres kompetencji i jest gotowy do realizacji takich zadań.

Czy deweloperzy budujący morskie farmy na Bałtyku nie powinni zawiązać porozumienia, by na ich zlecenie stocznia wybudowała statki serwisowe, które będą służyć do obsługi turbin budowanych w I i II fazie rozwoju morskiej energetyki wiatrowej?  

Od 7-8 lat PIMEW apeluje o utworzenie polskiej spółki armatorskiej i budowę floty, ale jak dotąd nie widać znaczących postępów. Faktyczny podział sił i zasobów finansowych w polskim sektorze morskim predysponuje do takiej roli przede wszystkim spółki z udziałem Skarbu Państwa.

Koszt budowy takiej jednostki to przynajmniej 4 miliardy złotych. Popyt na takie jednostki jest tak duży, że rynek z pewnością zaabsorbuje „wszystko”, co zostanie wybudowane. Flota serwisowa to kolejne zagadnienie – wydaje się, że jest to bardziej osiągalne na obecnym etapie niż budowa dużych flot instalacyjnych. Niemniej jednak, na rynku offshore wind rzadko spotyka się sytuację, kiedy inwestorzy decydują się na budowę własnej floty. Jeżeli już, to głównie floty serwisowej.

Zwykle powstaje ona na zamówienie firm specjalizujących się w usługach związanych z morskimi pracami budowlanymi lub serwisem MFW. Z pewnością wschodzący bałtycki rynek offshore wind, obejmujący także Niemcy, stanowi dobry business case dla takiego przedsięwzięcia.

Należy jednak pamiętać, że takie zadanie wymaga bardzo skrupulatnego przygotowania operacyjnego i finansowego, ponieważ w tym biznesie nietrudno o błędne lub pochopne decyzje, które niosą ze sobą ryzyko dalekosiężnych skutków.

Osobnym wyzwaniem jest zdobycie odpowiedniej pozycji rynkowej oraz pozyskanie wykwalifikowanej kadry, która będzie w stanie obsługiwać taką flotę. Jest to zwłaszcza istotne w przypadku floty instalacyjnej – statków typu heavy lift i jack-up, które wymagają wyjątkowych umiejętności, rzadkich na rynku globalnym.

Spójrzmy szerzej na łańcuch dostaw dla pierwszej fazy offshore wind – które polskie firmy są w stanie z tego skorzystać?

Polska doczekała się generalnego wykonawcy trafostacji w postaci Crist Offshore, ale jest też inny dostawca Tier 1, czyli Tele-Fonika Kable, która produkuje m.in. specjalistyczne kable łączące morskie trafostacje z turbinami wiatrowymi, kable lądowe, a wkrótce także tzw. kable eksportowe, łączące ląd z morzem. Już teraz brytyjska spółka JDR, stanowiąca 100% własność grupy kapitałowej Tele-Fonika, produkuje te kable.

Poza wspomnianymi przykładami, mamy olbrzymią nadzieję na to, że tzw. druga faza polskich projektów offshore pozwoli zbudować na polskim rynku kompletny zestaw kompetencji w zakresie projektowania technicznego i budowlanego MFW.

Wciąż istnieje spore „pole do popisu” dla rozmaitych poddostawców mniejszych elementów dużych obiektów infrastruktury MFW, a także usługodawców związanych z funkcjonowaniem portów, ich obsługą logistyczną etc. – to dotyczy przede wszystkim fazy eksploatacyjnej naszych pierwszych farm.

Należy pamiętać o bardzo specyficznej branży, jaką jest sektor bezpieczeństwa i obrony. MFW są już obecnie traktowane przez władze i odpowiednie służby jako przyszłe składniki infrastruktury krytycznej (IK). W związku z tym, dostawy komponentów łączności i ochrony IK powinny być realizowane wyłącznie przez dostawców zweryfikowanych przez odpowiednie służby państwowe, z naciskiem na polskich dostawców.

Przez wiele lat trwał w Polsce spór, gdzie ma powstać port instalacyjny dla offshore wind w Gdyni czy Gdańsku. Ostatecznie wskazano Świnoujście. Widać, że te duże porty przygotowują się na obsługę budowy morskich wiatraków. A co z mniejszymi portami, takimi jak Ustka czy Łeba?

Porty serwisowe to warunek podstawowy dla funkcjonowania instalacji offshore wind i one muszą powstawać jak najbliżej położenia morskich farm. Wpływa to bezpośrednio na ekonomikę całego procesu zaczynając od czasu przepłynięcia z portu na farmę po ilość zużytego paliwa. Za infrastrukturę lądową takiego portu odpowiadają developerzy, zaś za całą część hydrotechniczną poczynając od falochronu, przez tor podejściowy a kończąc na nabrzeżach w porcie odpowiada państwo w postaci Urzędów Morskich.

Porty instalacyjne to bardziej złożone zagadnienie, bo elementy turbin nie dość, że są wielkogabarytowe i bardzo delikatne, to wymagają specjalnych warunków do składowania i transportowania. Podłoże w takim porcie musi być specjalnie przygotowane np. musi wytrzymać nacisk miejscami do 25 kN i więcej na metr kwadratowy.

To nie jest typowy transport morski, zdarzają się przestoje, bo nie wszystkie procesy w ramach projektów poszczególnych developerów układają się w czasie w sposób optymalny. A port musi przecież zarabiać. Te obiekty powinny być budowane zgodnie z zasadą dual lub multi use, tak by wykorzystywać te tereny w każdy inny sposób. Infrastruktura portowa czy to w Świnoujściu czy w Trójmieście, ma takie założenie.

Brakuje takich portów w Europie, obiekt zbudowany w Świnoujściu, mający wyjście na Bałtyk ale i atrakcyjne położenie względem Morza Północnego, ma przed sobą dobre perspektywy. Dobrze jest powiązywać takie porty z zapleczem produkcyjnym, tak aby obok zbudować np. fabrykę fundamentów i optymalnie wykorzystywać takie miejsce. Świnoujście jest właśnie taką unikatową lokalizacją. Do pewnego stopnia Gdańsk również.

Offshore wind to nie tylko porty, turbiny i trafostacje, ale i kadry. Czy uczelnie przygotowały odpowiednią ofertę dla adeptów morskiej energetyki wiatrowej?

Szkolnictwo wyższe szybko zareagowało, zaczynając od studiów podyplomowych. W 2019 roku Polskie Towarzystwo Morskiej Energetyki Wiatrowej, wspólnie z Politechniką Gdańską i partnerami branżowymi, uruchomiło pierwsze tego typu studia. Następnie pojawiły się kolejne kierunki o podobnym profilu. Po kilku latach uczelnie zaoferowały studia dzienne magisterskie, na których można zdobywać wiedzę z zakresu zarządzania projektami, a także kontynuować naukę w trybie podyplomowym, np. w zakresie zarządzania ryzykiem i technicznego funkcjonowania farm wiatrowych.

Jednak wciąż brakuje  specjalizacji związanych z sektorem offshore w polskim szkolnictwie zawodowym i średnim  technicznym, szczególnie w placówkach zlokalizowanych nad morzem. Brakuje także systemowych rozwiązań umożliwiających skuteczną współpracę sektora biznesowego z sektorem edukacyjnym. Obecnie są to głównie inicjatywy oddolne i jednostkowe, podczas gdy potrzebujemy kompleksowego systemu, który wykształci kilka tysięcy specjalistów.

Rozmawiał Michał Niewiadomski

Źół:
Michał Niewiadomski
Ѿłɾdz쾱
analityk Dz

Pracę zawodową rozpoczął w 1995 r. w Radiu Mazowsze jako reporter i prowadzący audycję ekologiczną Eko-Echo, później pracował w Rozgłośni Harcerskiej - RH Kontakt, a następnie Radiostacji. Był szefem serwisów Informacyjnych w Polskim Radiu BIS, a także w Pierwszym Programie Polskiego Radia. Pracował w TVN CNBC i "Rzeczpospolitej", kierował serwisem energia.rp.pl. Jest absolwentem Uniwersytetu Warszawskiego, Szkoły Głównej Handlowej i Politechniki Warszawskiej.

Tematy
Advertisement

dzԳٲ(4)

dodaj komentarz
energizerjohn51
Pan Niewiadomski cierpi chyba na chorobę psychiczną.
men24a
A nie lepiej pozostać przy węglu i narzekać że firmy uciekają bo prąd drogi ?
tomek323
Koniecznie, jeszcze zbudujcie mini-turbiny rozporkowe…

Chorzy ludzie: świat odchodzi od turbin wiatrowych BO SIĘ NIE SPRAWDZIŁY, żeby nie powiedzieć grubiej...
tomitomi
Pływające turbiny są dobre , tylko dla budującego !

ʴǷɾąԱ: Energia wiatrowa

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki