Japoński indeks giełdowy Nikkei225 po piątkowej sesji znalazł się na najwyższym poziomie od blisko 33 lat. W dalszym ciągu sporo brakuje mu do pobicia szczytu bańki sprzed przeszło trzech dekad.


30 808,35 punktów. Taką wartość na zamknięciu piątkowej sesji osiągnął japoński indeks giełdowy Nikkei225. To o 0,77% więcej niż dzień wcześniej oraz najwyższy poziom od sierpnia 1990 roku.
Hossa na tokijskiej giełdzie nabrała rumieńców w ostatnich tygodniach. Przez ostatni miesiąc Nikkei225 zyskał 7,7%, a od początku roku stopa zwrotu z tego indeksu przekroczyła 18%. Jednakże w naprawdę długim terminie wyniki z inwestowania na japońskiej giełdzie są słabsze od przeciętnych. Przez ostatnie 5 lat Nikkei225 dał zarobić niespełna 34%, w ciągu ostatnich 10 lat podwoił swą wartość, a w horyzoncie 30-letnim jest na plusie raptem o 51%. Taki rezultat daje średnioroczną stopę zwrotu w wysokości zaledwie 1,4%.
Dz
To dlatego japoński parkiet bywa złośliwie nazywany „rynkiem wiecznej bessy”. Po ustanowieniu w grudniu 1989 roku rekordu wszech czasów (38 957 pkt.) przez następne trzy lata Nikkei225 stracił ponad 50%. Po czym giełdowe bessa w Japonii trwała przez kolejną dekadę! Następnie dno z roku 2003 zostało pogłębione w lutym 2009 roku, podczas apogeum globalnej recesji po Wielkim Kryzysie Finansowym z lat 2007-08. Na przebudzenie japońskiego rynku trzeba było czekać kolejne trzy lata.
Dopiero od 2013 roku w Tokio trwa giełdowa hossa, w ramach której Nikkei225 więcej niż potroił swą wartość. Jednak nadal musiałby zyskać ponad 26%, aby wyrównać rekord z końcówki lat 80-tych.
Polska drugą Japonią?
Starsi Czytelnicy zapewne pamiętaj, jak na początku lat 90. prezydent Lech Wałęsa chciał uczynić z Polski „drugą Japonię” (na szczęście mu się to nie udało). Nie on jeden padł ofiarą japońskiego sukcesu gospodarczego osiągniętego po II wojnie światowej. Jeszcze w 1988 r. na Zachodzie powszechnie obawiano się, że Japończycy wykupią zachodnie wybrzeże USA. Znakomitym odzwierciedleniem tych lęków był motyw z filmu „Szklana pułapka”, w którym fikcyjna korporacja Nakatomi jest uosobieniem potęgi, sukcesu i skutecznego zarządzania.
Przeczytaj także
Jednakże japońskie sukcesy gospodarcze w znacznej mierze były przeceniane. Całe lata 80. stały pod znakiem bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości, który śrubował osiągi gospodarki i wyceny japońskich korporacji. Gdy na początku lat 90. balon pękł, Kraj Kwitnącej Wiśni nie mógł się z tego otrząsnąć przez kolejne 30 lat (swoje dodały też fatalna demografia, błędna polityka gospodarcza oraz skostniałe struktury gospodarcze). „Starsza pani karmiona przez rurkę – oto demograficzno-gospodarcza alegoria Japonii” – tak o kraju samurajów w 9 lat temu pisał Bloomberg.
Przeczytaj także
Pomimo szarlatańskich eksperymentów premiera Shinzo Abe i szefa Banku Japonii Haruhiko Kurody po kolejnej dekadzie „starsza pani” nabrała trochę wigoru. Może nie tyle pod względem dynamiki PKB (ta od dwóch lat nie przekracza 2%, a Japonia mniej więcej co drugi kwartał notuje spadek PKB kdk), ale przynajmniej wreszcie „udało się” wywołać inflację. W styczniu 2023 roku japońska inflacja CPI osiągnęła najwyższy poziom od 1981 roku. I choć w kolejnych miesiącach nieco spadła, to nadal przekracza 3%, co jak na japońskie standardy wciąż jest najwyższym poziomem od czterech dekad.
Polacy nie gęsi i swój WIG20 mają
Pod względem gospodarczym Polska jest całkowitym przeciwieństwem Japonii. Poprzednie 33 lata były czasem bezdyskusyjnego sukcesu ekonomicznego naszego kraju. Pomimo polityków rzucających na lewo i prawo ekonomiczne klątwy Polsce udało się wyjść z gospodarczej zapaści lat 80. i dołączyć do nielicznego grona krajów pretendujących do statusu gospodarek rozwiniętych. Podczas gdy u nas inflacja jest dwucyfrowa i jeszcze w lutym była najwyższa od ćwierćwiecza, to w Japonii wciąż pozostaje ona względnie niska.
Mamy jednak z Japończykami coś wspólnego. Flagowy indeks warszawskiej giełdy od niemal 16 lat pozostaje w trendzie spadkowym. WIG20 ustanowił swój historyczny szczyt w październiku 2007 roku na poziomie 3 940,53 pkt. W piątek rano notowany był po kursie 1 962,89 pkt. Czyli o praktycznie o połowę niższym od szczytu sprzed blisko 16 lat. Przy tym WIG20 to nie cała polska ł岹. Indeksy średnich (mWIG40) i mniejszych (sWIG80) spółek spisują się zdecydowanie lepiej.
Owszem, także my w latach 2004-07 przeżyliśmy swoją giełdową bańkę, ale wyniki polskiej gospodarki nie pozwalały oczekiwać aż tak nędznych stóp zwrotu w wykonaniu WIG20. O ile Japończycy mają problemy ze swoimi zaibatsu, tak my utyskujemy na permanentną niewydolność „narodowych czempionów” i zawłaszczanie przez kolejne ekipy rządzące zysków przynależnych wszystkim akcjonariuszom.
Zarówno trajektoria Nikkei225 jak i WIG-u 20 podważa stare powiedzonko finansistów, że „w dłuższym terminie na giełdzie się nie traci”. Otóż, czasami się jednak traci. Przykład Polski i Japonii dobitnie pokazuje, że wchodzenie na rynek podczas ostatniej fazy manii spekulacyjnej potrafi przekreślić szanse na zyski nawet w perspektywie dekad. Tak samo jak błędny dobór spółek do portfela (Bioton, Petrolinvest, etc.)i kierowanie się wyłącznie historycznymi stopami zwrotu.