Michał Misiura, Dz: Właśnie wróciła pani z Libanu i Syrii. Jak wygląda teraz sytuacja w Bejrucie?
Magdalena Foremska, Polska Akcja Humanitarna: Liban zmaga się już od lat z ogromnym kryzysem gospodarczym. Wybuch w porcie w 2020 roku oraz pandemia COVID-19 tylko pogorszyły sytuację. Inflacja jest bardzo wysoka, a dolary amerykańskie stały się głównym środkiem płatniczym. Nawet w sklepach czy supermarketach widzimy dwie ceny: jedną w dolarach, a drugą w libańskich funtach. Jest bardzo drogo – cena posiłku to 20-30 dolarów lub więcej.
Miasto wciąż podnosi się po izraelskich nalotach z zesłej jesieni, a widok zawalonych budynków jest czymś powszechnym. Renowacja przebiega powoli, bo kryzys uniemożliwia jej finansowanie. Wysokie bezrobocie sprawia, że trudno o pracę, dlatego Polska Akcja Humanitarna prowadzi szkolenia zawodowe, które pomagają Libańczykom oraz uchodźcom z Palestyny i Syrii zdobyć nowe umiejętności, takie jak programowanie, grafika komputerowa czy nawet szydełkowanie. Dzięki temu mogą znaleźć zatrudnienie lub założyć własną działalność.
Innym problemem jest niepewna sytuacja bezpieczeństwa na południu. Po jesiennym przemieszczeniu ludzi na północ nie wiadomo, czy będą mogli wrócić do swoich domów. Wiele osób żyje w obozach dla uchodźców lub osób wewnętrznie przemieszczonych.
Czy po obaleniu rządów Al-Assada był obserwowany nowy napływ ludności z Syrii do Libanu? Mam na myśli osoby związane z poprzednim reżimem.
To są bardzo małe, incydentalne przypadki. Przepływ ludności jest raczej w drugą stronę. Ludzie jeżdżą odwiedzać rodziny, zwłaszcza że część Syrii pod władzą Baszara al-Asada była odcięta od świata. Granice libańsko-syryjska oraz turecko-syryjska tętnią życiem, ponieważ po wielu latach ludzie mogą w końcu zobaczyć swoich bliskich i ocenić, co się stało z ich dobytkiem, który zostawili, uciekając. Większość uchodźców chce wrócić do Syrii, ale powroty są spowolnione przez zniszczenia i brak infrastruktury.
Jak przebiega odbudowa kraju?
Sytuacja jest bardzo trudna. Nie ma pieniędzy. Nie ma płynności finansowej. Średnia pensja urzędnika w Damaszku to około 120 dolarów miesięcznie, przy cenach produktów porównywalnych do tych w Polsce. Kilogram mięsa kosztuje około 40 łotych, kilogram pomidorów około 8 ł. Ludzie pracują jednocześnie w dwóch lub trzech miejscach, żeby wyżywić swoje rodziny. Słyszałam historie, że ktoś jest urzędnikiem, po pracy jeździ taksówką, wraca do domu, by przespać się kilka godzin i idzie do trzeciej pracy na nocną zmianę, po której śpi dwie godziny i wraca do urzędu. To nie są incydentalne przypadki.
Problemem są także ograniczenia w dostawach energii elektrycznej. W Damaszku prąd dostępny jest tylko przez godzinę lub dwie dziennie. To zmusza do korzystania z generatorów, ale wiele osób nie ma na to środków. Aktualnie około 80% Syryjczyków potrzebuje pomocy humanitarnej. W całym kraju, liczącym około 24 miliony mieszkańców, ponad 7 milionów to uchodźcy wewnętrzni, którzy musieli uciekać z terenów zajmowanych przez reżim, jak i tych, które zostały zniszczone przez trzęsienie ziemi. Około 12 milionów Syryjczyków nie otrzymuje wystarczających racji żywieniowych, a ceny rosną, co pogłębia ubóstwo.
Aleppo - do wojny największe miasto Syrii i centrum przemysłowe kraju - boryka się z konsekwencjami konfliktu. Wiele fabryk zostało zamkniętych, zwłaszcza tekstylnych, ze względu na konkurencję z Turcją, gdzie energia jest tańsza i nie ma przerw w jej dostawach. W mieście widoczne są zarówno zniszczone dzielnice, jak i te, które przetrwały wojnę. Miasto ma ogromny potencjał, ale odbudowa wymaga wielkich inwestycji.
Centrum Damaszku, syryjskiej stolicy, nie zostało zniszczone, ale jeżeli z niego wyjedziemy, zaczyna się krajobraz kompletnie wyludnionych dzielnic, a później miast, gdzie czasami w ruinach domów widzimy kwiatki na balkonie albo suszące się pranie. To ludzie, którzy mimo wszystko zdecydowali się tam wrócić.
A na powrót czekają miliony Syryjczyków z ościennych państw.
Tak, mówimy tu o ogromnych liczbach. Na pewno jest to co najmniej około miliona takich osób w Libanie. W Turcji ponad 3 miliony. Tak jak wspominałam, ci ludzie na razie jeżdżą w tę i z powrotem, oceniając zniszczenia. W zimie prowadzenie prac remontowych było trudniejsze, ale z nadejściem wiosny i lata liczba osób, które będą wracały do miejsc, z których pochodzą, będzie rosła. Ludzie wolą mieszkać w namiocie, dając sobie kilka ę na prowizoryczną odbudowę domu, ale być już u siebie. Do tej pory powstrzymywała ich pogoda, ale także niepewna sytuacja polityczna. Wszyscy czekali, co się stanie. Czy naprawdę nadszedł ten długo wyczekiwany pokój.
I nadszedł?
Nowy rząd Syrii zapowiedział, że kraj będzie domem dla wszystkich, niezależnie od wyznawanej religii czy etniczności. To bardzo delikatny balans, bo mamy tam do czynienia z muzułmanami, chrześcijanami,Kurdami, Druzami i Alawitami. Do tej pory udawało się utrzymać równowagę i spokój. Trzy tygodnie temu dosło do tragicznych wydarzeń na wybrzeżu w Latakii i w Tartusie, które zachwiały tą równowagą, a także wiarą części obywateli w nowe władze.
Syryjski prezydent powołał komisję, która ma zbadać, kto dokładnie dopuścił się egzekucji na ludności cywilnej i ogłosił, że wszyscy sprawcy, bez względu na to, czy byli powiązani z nowymi władzami, czy nie, zostaną pociągnięci do odpowiedzialności. Na razie zostało to przyjęte i obdarzono go kredytem zaufania. Jak będzie dalej, zobaczymy. Nowa władza też zdaje sobie sprawę z tego, że potrzebuje wsparcia opinii międzynarodowej, chociażby przy zniesieniu sankcji, które dławią gospodarkę.
Gdy rozmawiałam z Syryjczykami w różnych miejscach kraju, byli pełni optymizmu i wszyscy wyrażali nadzieję, że w końcu po 14 latach wojna się skończyła. Wszyscy mówią, że chcą po prostu spokoju, nie oczekując, że ktoś coś im da. Chcą odbudować swoje domy i swój kraj. Mówią, że nie boją się ciężkiej pracy i są na to przygotowani.
Czy w kraju są jeszcze jakieś bastiony Al-Assada? Z Syrii dochodziły głosy, że na wybrzeżu wciąż ukrywają się zbrojne komórki lojalistów poprzedniej władzy.
Też o tym słyszałam, ale nie jestem ekspertką w kwestiach politycznych, żeby wypowiadać się na ten temat. Wiadomo, że w kraju przez cały czas istnieją grupy społeczne, dla których upadek Al-Assada był szokiem i które nadal nie mogą uwierzyć, że jego rządy dobiegły końca.
Większość kraju bardzo się z tego cieszy, ale są jeszcze miejsca, gdzie ludzie nie odnajdują się w tej nowej rzeczywistości.
Większość państwowych urzędników pochodzi jeszcze ze starej administracji Al-Assada?
Tak, szczególnie urzędników niższych szczebli. Obecny rząd wywodzi się z organizacji HTS, która miała swoje struktury w Idlib i stamtąd przywioła do Damaszku ludzi, aby zasilili nowy aparat państwowy. Wiemy, że mają z tym duże trudności. Po pierwsze brakuje kadr, a po drugie zarządzanie tak dużym krajem różni się od rządzenia pojedynczą prowincją. W Syrii panuje teraz prawny chaos. Zmieniają się rozporządzenia, zasady, wszystko jest w stanie transformacji. Nawet w przypadku organizacji humanitarnych zasady potrafią zmieniać się z tygodnia na tydzień. Przykładowo teoretycznie potrzebujemy wizy, aby wjechać do Syrii, ale jeszcze kilka dni temu nie było oficjalnego urzędu, który je wydawał, bo przestał istnieć po upadku reżimu. Nowy rząd stara się dostosować do sytuacji, ale bałagan potrwa jeszcze pewnie wiele ę.
Jak wygląda sytuacja z bojownikami? Al-Assada obaliła przecież koalicja łożona z ponad setki różnych ugrupowań, w tym dżihadystów z niemal całego świata.
Tak, to prawda. Nowy prezydent ogłosił, że powstanie teraz jedna syryjska armia i poprosił wszystkich, aby łożyli broń i przyłączyli się do niej. Nie wszyscy go posłuchali, chociaż porozumienie z Damaszkiem całkiem niedawno podpisali Kurdowie z północnego-wschodu, którzy długo się przed tym opierali.
Wspomniała pani, że granice są już otwarte dla ludzi i organizacji humanitarnych, a jak wygląda sytuacja z zagranicznymi inwestorami?
Na razie jest na to za wcześnie, dlatego że sytuacja cały czas jest uznawana za niepewną. Myślę, że zagraniczni inwestorzy mogą się pojawić, kiedy zostaną zniesione albo przynajmniej poluzowane sankcje. Kiedy przekraczamy granicę z Syrią, widzimy na naszym telefonie, jak wyglądają te sankcje w praktyce. Połowa aplikacji przestaje działać. Nie jesteśmy w stanie wykonać żadnej transakcji w naszej aplikacji bankowej. Różnego rodzaju serwisy przestają być dostępne, nie mówiąc już o bankomatach czy płatnościach kartami. W kraju króluje gotówka. 100 dolarów to dosłownie worek funtów syryjskich. W kawiarniach są już maszyny do liczenia banknotów, ponieważ trudno byłoby to robić ręcznie.
Jeśli nadejdzie stabilizacja, nowe władze zdobędą zaufanie opinii międzynarodowej i sankcje zaczną być znoszone, wtedy prawdopodobnie pojawią się inwestorzy, bo pamiętajmy, że Syria to potencjalnie bardzo bogaty kraj z dużą ilością surowców, ropy i gazu, a także atrakcyjny teren pod względem działalności rolniczej. Syryjczycy są bardzo praktycznym społeczeństwem. Na terenach wiejskich widać mnóstwo pomysłowych rozwiązań. Duży nacisk kładzie się na panele solarne. Widać różnego rodzaju nowe techniki upraw na małych powierzchniach.
Ponieważ rozmawiamy o regionie Bliskiego Wschodu, nie sposób przemilczeć kwestie związane z Gazą i Zachodnim Brzegiem. Czy ma Pani informacje z pierwszej ręki na temat aktualnej sytuacji w tych miejscach?
Sytuacja w Strefie Gazy jest katastrofalna, ale mówienie tego to banał. Zawieszenie broni było jedyną szansą dla mieszkańców tego terenu na wyjście ze strefy śmierci. Dopiero po jego wejściu w życie 19 stycznia do Gazy zaczęła docierać w miarę płynnie pomoc humanitarna. Wcześniej nie było to możliwe. Ciężarówki były przetrzymywane, nie otrzymywały zgody na wjazd i do ludności trafiał zaledwie promil potrzebnej pomocy. Dzięki zawieszeniu broni ludzie zaczęli wracać do swoich domów, mogli uzyskać pomoc medyczną i ilość pożywienia, która w miarę odpowiadała ich potrzebom, bo pamiętajmy, że te więcej niż dwa miliony ludzi od kilkunastu ę żyją w skrajnym niedożywieniu lub głodzie. Po raz pierwszy od kilkunastu ę rozpoczęto jakiekolwiek działania edukacyjne dla dzieci w namiotach albo w zastępczych placówkach, ponieważ 80% szkół zostało zniszczonych.
Teraz to wszystko się skończyło. Znowu jesteśmy w sytuacji niekończących się bombardowań, zniszczeń, śmierci i braku dostępu do podstawowych produktów pierwszej potrzeby. Od miesiąca Gaza jest całkowicie odcięta od świata, nie dociera tam żadna pomoc humanitarna, nawet woda, nie mówiąc o żywności czy paliwie. Za 3, maksymalnie 4 tygodnie skończy się paliwo, które udało się wwieźć na teren Gazy podczas zawieszenia broni. Wtedy przestaną działać niezniszczone do tej pory instalacje do odsalania wody, a to oznacza koniec dostępności wody zdatnej do picia, ludzie będą zmuszeni pić zanieczyszczoną wodę. Szpitale przestaną funkcjonować, bo bez paliwa nie działają generatory - czyli nie ma prądu. Konsekwencje tej sytuacji chyba łatwo sobie wyobrazić. Dlatego powrót do zawieszenia broni jest kluczowy, gdyż bez tego po kilkunastu miesiącach wojny, kiedy zdecydowana większość - i kiedy mówię zdecydowana większość, to mówimy tutaj o 80-90% infrastruktury potrzebnej do życia - jest zniszczona albo nienadająca się do użytku, te dwa miliony i sto tysięcy ludzi po prostu tego nie przetrwa.
Czy pracownicy humanitarni mają tam w tym momencie jakikolwiek dostęp?
Są organizacje pracujące na miejscu i to w większości lokalni pracownicy, którzy niosąc pomoc, są narażeni na śmierć tak samo jak ludność cywilna. Oczywiście obserwujemy tę sytuację. Zobaczymy, co będzie się działo w nadchodzących dniach, ale na razie wszystkie te doniesienia, które otrzymujemy, są ogromnie niepokojące. Skala działań zbrojnych i ataki na cywilów nie mają wytłumaczenia. 18 marca w jednym nalocie w ciągu godziny zginęło 400 osób i wśród nich było 70 dzieci.
Co dzieje się w tym momencie na Zachodnim Brzegu?
O Zachodnim Brzegu nie mówi się tak dużo jak o Gazie, ale pamiętajmy, że od 7 października 2023 roku zginęło tam ponad 870 osób. Regularnie dochodzi tam do ataków osadników albo do interwencji izraelskiej armii. Sytuacja paradoksalnie stała się bardziej napięta wraz z zawieszeniem broni w Gazie, dlatego, że część wojska i sprzętu przeniesiono stamtąd na Zachodni Brzeg To oznaczało przede wszystkim jeszcze większą blokadę dróg.
Osiedla izraelskie, w których przypomnijmy mieszka już łącznie milion osób, więc jest to tak naprawdę sieć miast i miasteczek, w momencie kiedy powstają, kompletnie odcinają drogi dojazdowe, z których korzystali mieszkańcy pobliskich palestyńskich wsi. Oznacza to, że jeżeli ktoś miał najbliższy do swojego domu szpital, oddalony o pół godziny, teraz ta droga naokoło bocznymi dojazdami potrafi wynieść dwie i pół godziny. Do tego wyjazdy z miast i checkpointy są często zamykane, więc trzeba szukać alternatyw, żeby dojechać do punktu docelowego.
No i oczywiście wspomniane ataki na ludność palestyńską w celu wypchnięcia jej z miejsc zamieszkania i terenów pasterskich. Takie ataki potrafią przybrać różna formę - od rzucania kamieniami podpalanie domów, samochodów i gajów oliwnych.
Dokąd ci ludzie są wypychani?
Donikąd. Dalej. Jeżeli ich dom jest spalony albo zostali z niego wygnani i w momencie, kiedy próbują do niego wrócić, są atakowani, muszą zamieszkać u rodziny albo znajomych.
Wśród tych ośmiuset osób, które zginęły od października na Zachodnim Brzegu, byli głównie cywile, prawda?
Tylko cywile. To są dzieci. To są kobiety. To są starsze osoby. To są mężczyźni. Wyobraźmy sobie, że rodzice żegnający dzieci idące do szkoły, nigdy nie wiedzą, czy ich kilkunastoletni syn czy córka wróci do domu.
Na końcu wróćmy do działań PAH w regionie. Co robicie na miejscu i jakie są wasze dalsze plany?
Jesteśmy obecni na północnym zachodzie Syrii od trzęsienia ziemi. Zrealizowaliśmy serię projektów, których wartość przekroczyła milion dolarów. Obecnie wykonujemy remont sieci wodnej w górzystym regionie Rajo. Nikt do tej pory nie chciał się tego podjąć, bo ten teren stawia wiele wyzwań, ale dzięki współpracy z lokalną organizacją i stowarzyszeniem inżynierów, którzy pro bono wykonują ekspertyzy techniczne, udało nam się przygotować projekt, który zapewni dostęp do czystej wody dla ponad 25 tysięcy osób. Chcielibyśmy także rozszerzyć nasze działania na pozostałe regiony Syrii. Przyglądamy się, analizujemy potrzeby i myślimy, w jaki sposób moglibyśmy pomóc mieszkańcom kraju w tej nowej, potencjalnie lepszej rzeczywistości, która niesie jednak ze sobą ogrom wyzwań.
W jaki sposób można wesprzeć Polską Akcję Humanitarną w działaniach w Syrii i w Libanie?
Zapraszamy wszystkich do wpłat. Można je robić na naszej stronie w takiej wysokości, w jakiej Państwo uznają za stosowne. Można sprecyzować, na jaki rodzaj pomocy chce się ofiarować wsparcie finansowe. Zapraszamy także do przekazywania 1,5% na PAH, bo rozliczenia już w kwietniu. My zobowiązujemy się do wydania tych środków tak dobrze, jak to tylko możliwe i oczywiście relacjonujemy wszystkie nasze działania na naszych mediach społecznościowych. Zachęcamy do ich śledzenia, zadawania pytań i z góry dziękujemy za jakąkolwiek okazaną pomoc.