Czerwiec przyniósł dalszy wzrost inflacji w USA, co solidnie zaskoczyło ekonomistów. Za oceanem, podobnie jak w Polsce, trwa debata, czy obecna wysoka inflacja to zjawisko stałe, czy przejściowe.


Inflacja CPI w USA wyniosła w czerwcu 0,9 proc. miesiąc do miesiąca i 5,4 proc. rok do roku – poinformowało rządowe Biuro Statystyki Pracy.
To kolejny wysoki wynik inflacji, która w największej gospodarce świata rośnie nieprzerwanie od początku roku. Już w maju amerykańska inflacja osiągnęła 5 proc. wobec kwietniowego rezultatu na poziomie 4,2 proc. rdr. W marcu amerykańska CPI osiągnęła wartość 2,6 proc., jeszcze w lutym wynosiła zaledwie 1,7 proc.


Co istotne, dzisiejszy odczyt stoi w sprzeczności z oczekiwaniami ekonomistów. Rynkowy konsensus zakładał, że w czerwcu inflacja w USA spadnie do 0,5 proc. w ujęciu miesięcznym oraz 4,9 proc. w ujęciu rocznym. Nic takiego nie miało miejsca, przez co doczekaliśmy się już trzeciego z rzędu zaskakującego rynek wzrostu inflacji.
Dz
Podobnie było w wypadku inflacji bazowej, czyli wskaźnika pomijającego ceny żywności, paliw i energii. Tam prognozy mówiły o 4,0 proc. wobec 3,8 proc. w maju. Skończyło się pół punktu procentowego wyżej, na poziomie 4,5 proc. To najwyższy poziom inflacji bazowej od listopada 1991 r.
Roczna inflacja na poziomie 5,4 proc. oznacza, że statystyczne tempo wzrostu cen koszyka dóbr i usług konsumpcyjnych jest w USA najwyższe od lipca 2008 r. (5,5 proc.), a więc okresu poprzedzającego upadek Lehman Brothers. Chcąc znaleźć jeszcze wyższe wartości (od 5,6 do 6,4 proc.), należy się cofnąć o trzy dekady, do przełomu 1990 i 1991 r.
Wciąż „inflacyjnym hitem” za Atlantykiem pozostają ceny używanych samochodów, które w maju były o 10,5% (!) wyższe niż miesiąc wcześniej. Fakt ten odpowiadał za jedną trzecią całego wzrostu inflacji, podaje BLS.
Fed w centrum uwagi
Kwestia tego, czy obecna inflacja jest jedynie zjawiskiem przejściowym, czy za sporą jej część odpowiadają czynniki natury fundamentalnej, to podstawowa kwestia w amerykańskiej debacie publicznej. Już rok temu Fed stwierdził, że jest w stanie dłużej niż wcześniej tolerować inflację wyższą od celu. Szkopuł w tym, że cel ten wynosi 2 proc.
Zaskoczenie dzisiejszymi danymi o inflacji w USA widać było także na rynkach. EUR/USD zszedł z 1,185 do 1,18 USD. W ten sposób rynek wyraża przekonanie, że wyższa inflacja skłoni Rezerwę Federalna do zaostrzenia polityki monetarnej, co jest przesłanką do umocnienia dolara. Z tego samego powodu natychmiast w dół (o 0,5 proc.) poszły notowania kontraktów na indeks S&P 500. Bez gospodarczej kroplówki w postaci najtańszego w historii pieniądza, amerykańskim giełdom może być ciężko bić kolejne rekordy, co ostatnio zdarza im się niemal każdego dnia.
Wydarzenia na głównej parze walutowej przełożyły się na złotego. Polska waluta osłabia się względem euro o 0,5 proc. do 4,57 zł. Jeszcze więcej, bo aż 1 proc., traci do dolara, który wyceniany jest na 3,878 zł.
Jutro przewodniczący Fedu Jerome Powell przedstawi półroczny raport na temat polityki monetarnej przed jedną z komisji Izby Reprezentantów. Najbliższą decyzję ws. stóp procentowych amerykański bank centralny podejmie w środę 28 lipca. Wydarzenie będzie połączone z konferencją prasową Jerome’a Powella.
O inflacji dużo rozmawiać będzie się zapewne także w czasie dorocznego sympozjum Rezerwy Federalnej, które pod koniec sierpnia odbędzie się w Jackson Hole w stanie Wyoming. W tym roku konferencja, która w 2020 r. odbyła się zdalnie, znów ma wrócić w "fizycznej" formie.