Sprawa Aforti Holding zostanie zapamiętana prawdopodobnie jako jeden z największych przekrętów w historii polskiego rynku kapitałowego. Z ustaleń zarządcy przymusowego spółki, wyłania się obraz oszukańczej struktury, która pochłonęła setki milionów złotych pożyczonych jej przez osoby fizyczne. Światło na działalność spółki rzuca także relacja jej byłego pracownika, który zgodził się porozmawiać z naszą redakcją.


250 mln zł rozpłynęło się w powietrzu i jak dotąd nikt nie poniósł z tego tytułu odpowiedzialności. Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że poszkodowani nigdy nie odzyskają swoich pieniędzy. W świetle nowych informacji wydaje się być już przesądzone, że sprawa Aforti Holding zapisze się w historii jako jedno największych oszustw ostatnich trzydziestu lat polskiego rynku kapitałowego.
Nie chodzi o skalę i kwotę, chociaż te również mogą robić wrażenie. Najbardziej szokujący w całej sprawie jest czas, w którym spółka działała według nieuczciwego modelu nieniepokojona przez większość organów państwa, niekontrolowana przez radę nadzorczą, w której zasiadał Ludwik Sobolewski były szef polskiej giełdy, legitymizująca się licencją KNF. Co więcej, Aforti działa do tej pory.
Kompletny bankrut
Ustanowiony przez sąd zarządca przymusowy Aforti Holding, Marcin Kubiczek, skończył prześwietlać finanse spółki. Żeby zdobyć potrzebne dokumenty, konieczne okazało się ich zajęcie przez komornika w asyście policji, ponieważ zarząd w postaci prezesa Klaudiusza Sytka odmówił ich wydania. Nawet w tym trybie nie udało się jednak zabezpieczyć wszystkich materiałów.
Do analizy sytuacji finansowej Aforti - spółki, która zebrała od pożyczkodawców miliony złotych i 2 lata temu przestała oddawać im kapitał oraz wypłacać odsetki - musiała wystarczyć niekompletna dokumentacja. Wnioski zarządcy Marcina Kubiczka znalazły się w sprawozdaniu złożonym w zeszłym tygodniu do sądu. Są one druzgocące dla wierzycieli i nie zostawiają suchej nitki na zarządzie i radzie nadzorczej.
- Tej spółki nie da się uratować w żaden sposób. Na tym etapie należy oceniać działania Aforti Holding wyłącznie przez pryzmat właściwych przepisów karnych, m.in. oszustwa względem wierzycieli - komentuje Marcin Kubiczek w rozmowie z Dz. - Ostrzegam przed robieniem jakichkolwiek biznesów z jakąkolwiek spółką z tej grupy. Ktokolwiek przekaże im środki, musi się liczyć z tym, że nigdy ich nie odzyska - dodaje zarządca przymusowy Aforti.
Marcin Kubiczek podkreśla w rozmowie z Dz, że układ zaproponowany wierzycielom przez prezesa spółki jest fikcją. W przedstawionej im wycenie majątku, Aforti określiło swoje aktywa na prawie pół miliarda złotych.
Przeczytaj także
“Nie ma żadnych dowodów na to, że ten majątek jest. Żadnych. On nie jest nawet uprawdopodobniony” - podkreśla Marcin Kubiczek - W 2022 i 2023 roku spółki z grupy Aforti zaksięgowały gigantyczną wielomilionową skonsolidowaną stratę, mają wielomilionowy ujemny kapitał. ół쾱 te cechują się w najlepszym wypadku zerową wartością - mówi zarządca przymusowy spółki.
Gotowy akt oskarżenia
Jak czytamy w sprawozdaniu zarządcy przymusowego, do którego dotarła nasza redakcja, spółka Aforti Holding przestała być wypłacalna z końcem pierwszego kwartału 2020 roku. Jednocześnie istnieje duże prawdopodobieństwo, że niektóre firmy wchodzące w skład grupy stały się bankrutami znacznie wcześniej. W przypadku Aforti Finance (obecne Aforti Factor) mógł to być już 2017 rok.
W momencie kiedy spółka stała się niewypłacalna, jej zarząd miał obowiązek ogłosić upadłość. Prezes Aforti Holding Klaudiusz Sytek nie zrobił tego, czym prawdopodobnie złamał art. 586 kodeksu spółek handlowych lub art. 21 prawa upadłościowego, za co może grozić do roku więzienia.
Znaczne gorszy jest jednak fakt, że trwale niewypłacalna spółka przekonywała inwestorów, że jej biznes ma się dobrze i pozyskiwała od nich pieniądze (a nawet robi to do tej pory). “Każde zaciąganie zobowiązań bez perspektyw spłaty takiego zobowiązania (…) z dużym prawdopodobieństwem wypełnia znamiona art. 286 kodeksu karnego (oszustwo red.)” - czytamy w sprawozdaniu zarządcy Aforti.
Oprócz tego zarządowi spółki mogą grozić zarzuty nierzetelnego prowadzenia ksiąg rachunkowych (art. 303 kodeksu karnego) oraz publikowania fałszywych danych w raportach finansowych (art. 311 kodeksu karnego). Zarządca przymusowy Kubiczek ocenił, że księgi handlowe Aforti Holding “nie odzwierciedlają rzeczywistej sytuacji majątkowej i finansowej spółki”, tak samo jak dane prezentowane w jej raportach okresowych.
Pożyczki na spłaty
Sprawozdanie zarządcy przymusowego Aforti Holding pokazuje jasno, że spółka pokrywała swoje wcześniejsze zobowiązania względem pożyczkodawców, dzięki wpłatom od nowych “inwestorów”. To właśnie na pożyczkach udzielanych jej przede wszystkim przez osoby fizyczne, pozyskiwane przez telemarketerów, opierało się w ostatnich latach działanie firmy.
Zarządca Kubiczek ustalił, że pożyczki z zewnątrz odpowiadały odpowiednio za 38% wszystkich wpływów spółki w roku 2021, 82% wszystkich wpływów w roku 2022 oraz 79% wszystkich wpływów w roku 2023. Przypomnijmy, że Aforti Holding było już wtedy trwale niewypłacalne i istniało nikłe prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek spłaci zaciągane zobowiązania.
Poza pożyczkami, które do stycznia 2021 roku przedstawiano jako weksle inwestycyjne (UOKiK ukarał za to Aforti w 2023 r.), grupa zarabiała również na sprzedaży akcji. Inwestorzy indywidualni byli namawiani przez pracowników firmy do zakupu udziałów w brytyjskiej spółce Aforti PLC. Obiecywano im, że wkrótce zadebiutuje ona na giełdzie w Londynie. Nigdy do tego nie doszło.
Sprzedaż akcji Aforti PLC stanowiła odpowiednio 4% wszystkich wpływów holdingu w roku 2022 oraz 14% wszystkich wpływów w roku 2023 - czytamy w sprawozdaniu zarządcy przymusowego. Grupa nadal usiłuje pozyskiwać w ten sposób pieniądze. Jak usłyszeliśmy od dwóch źródeł, niektórzy wierzyciele byli nagabywani telefonicznie przez pracowników firmy, którzy nakłaniali ich do kupna akcji Aforti PLC.
Sprawni manipulanci
O tym jak działali sprzedawcy “w najlepszych latach” Aforti Holding dowiadujemy się od byłego pracownika, który zastrzega sobie anonimowość. Słyszymy, że niektórzy naprawdę wierzyli w ten projekt. Przychodzili do dużej spółki notowanej na NewConnect, mającej biuro na całym piętrze wieżowca i sponsorującej Lecha Poznań. “To robiło wrażenie” - mówi były pracownik, ale dodaje, że po kilku miesiącach zatrudnienia zdał sobie sprawę, że firma nie ma przychodów, a wszystko opiera się na sprzedaży.
“Było kilka biznesów takich jak pożyczki, faktoring, windykacja. Pożyczki szybko upadły, bo okazało się, że ten biznes nie jest rentowny i wiele osób nie spłacało zobowiązań. Faktoring ledwo zipał, to była działalność mająca naprawdę małe wolumeny. Jedynie windykacja przynosiła spółce jakieś przychody, ale tam też chwalono się wartością pozyskanych portfeli, a nie tym, ile pieniędzy faktycznie zostało ściągnięte” - słyszymy od byłego pracownika.
Był też kantor wymiany walut Aforti Exchange, dzięki któremu firma mogła wykazywać na papierze dobre wyniki i chwalić się nimi inwestorom. W pierwszym tekście Dz na temat spółki opisywaliśmy stosowany przez nią wybieg księgowy, który polegał na zaliczaniu wolumenu wymiany walut do przychodów. Dzięki temu w 2020 roku Aforti osiągnęło 1,1 mld zł przychodu, chociaż zarobiło na tym minimalną marżę.
Gigantyczne przychody były jednym z argumentów, mających przekonać klientów do “inwestycji”. Dla opornych organizowano specjalne spotkania w loży partnera strategicznego na stadionie Lecha Poznań. Były pracownik, z którym rozmawiamy, mówi, że idealnym klientem dla firmy była osoba starsza, która nie jest zorientowana w świecie. Z myślą o takich inwestorach Aforti organizowało w zaprzyjaźnionym teatrze lalek dni dziadka i babci, na które zapraszano ich razem z wnukami.
“Sprzedawcy potrafili rozmawiać z klientem, wyciszać się w trakcie, wyzywać go i włączać się z powrotem. Zakładali się, kto wyciągnie od kogo najwięcej pieniędzy. W ich dziale była totalna imprezownia. Czułem się, jakbym pracował z dzieciakami, które naoglądały się “Wilka z Wall Street” i postanowiły przenieść to do życia. Dostawali prowizje od zdobytych środków i słyszałem, że mogli zarobić naprawdę duże pieniądze” - mówi były pracownik Aforti.
W firmie krążyła historia o kliencie, na którego “urządzono polowanie”, gdy dowiedziano się, że wygrał dużą kwotę w lotto. Wiceprezes i dyrektor sprzedaży jeździli do niego osobiście, żeby namówić go do przelania pieniędzy spółce. Udało się i “zainwestował” kilka milionów złotych. “Wszyscy cieszyli się, że znaleźli takiego jelenia” - wspomina były pracownik Aforti.
Papierowa rada nadzorcza
Jednym z oczywistych pytań, które nasuwa się w sprawie Aforti Holding, jest kwestia roli rady nadzorczej. Co robiła w momencie, kiedy spółka prowadziła nieuczciwą działalność? Dlaczego nie próbowała korygować modelu jej działalności, który przynosił od pewnego momentu niemal same straty?
- W trakcie pełnienia funkcji, nie napotkałem na żadną okoliczność, która wskazywałaby na jakąkolwiek aktywność ze strony rady nadzorczej Aforti Holding względem zarządu spółki. Oczywiście nie mogę wykluczyć, że próbowała w jakiś sposób interweniować w przeszłości co do struktury finansowania działalności operacyjnej Aforti, ale nie znalazłem śladu takich działań - komentuje Marcin Kubiczek.
Ludwik Sobolewski, były prezes GPW oraz giełdy w Bukareszcie, zrezygnował z zasiadania w radzie nadzorczej Aforti Holding bez podawania przyczyny w lutym 2024 roku. Zgodnie z ustaleniami zarządcy Kubiczka, spółka była wówczas niewypłacalna od co najmniej 4 lat. W tych okolicznościach osobistym majątkiem wobec wierzycieli może odpowiadać nie tylko prezes Klaudiusz Sytek.
Jak słyszymy od doradcy restrukturyzacyjnego Mateusza Jakóbiaka, reprezentującego ponad 40 wierzycieli Aforti Holding, w swoich kolejnych krokach podejmowanych w imieniu klientów, rozważa obciążenie odpowiedzialnością radę nadzorczą spółki.
- Z pewnością nie może tak być, że rada nadzorcza, która jest ustanowiona i ręczy za spółkę swoim nazwiskiem, nie podejmuje żadnych czynności kontrolnych. Jednocześnie te nazwiska nie należały do anonimowych osób. Gdy ludzie widzą wśród zaangażowanych w spółce byłego prezesa giełdy, to się tym sugerują. Wygląda tymczasem na to, że w Aforti mieliśmy do czynienia z papierową radą nadzorcza - mówi Mateusz Jakóbiak.
12 lat na giełdzie
Spółka Klaudiusza Sytka, który przedstawiał się jako były wojskowy z kontaktami w służbach, zadebiutowała na NewConnect w 2011 r. pod nazwą Montu. Miała być pierwszą wywiadownią gospodarczą na polskiej giełdzie. Z czasem stała się grupą spółek świadczących usługi wymiany walut, faktoringu i windykacji dla małych i średnich przedsiębiorstw.
Od pewnego momentu Aforti finansowało swoją działalność niemal wyłącznie poprzez sprzedaż weksli inwestycyjnych, a później pożyczki od osób fizycznych, kusząc zwrotami do nawet 17% w skali roku. Odsetki przestało wypłacać na początku 2023 r. Niedługo później, w czerwcu 2023 r., giełda wstrzymała obrót akcjami spółki przez brak sprawozdania za 2022 r. Aforti nie przedstawiło go do tej pory.
W 2022 r. Polska Agencja Nadzoru Audytowego złożyła zawiadomienie, że podczas kontroli w Aforti Holding dostrzeżono możliwe znamiona zjawiska piramidy finansowej. Prokuratura prowadzi w sprawie spółki śledztwo, którego głównym wątkiem jest podejrzenie oszustwa względem inwestorów Aforti na kwotę ok. 280 mln zł w okresie od 2019 r. do czerwca 2023 r.
W sierpniu 2023 r. UOKiK ukarał Aforti za sprzedaż weksli grzywną w wysokości blisko 800 tys. zł. Miesiąc wcześniej jedna ze spółek należących do grupy trafiła na listę ostrzeżeń publicznych KNF. Mimo to inna firma z holdingu, czyli Aforti Exchange, mogła chwalić się licencją Małej Instytucji Płatniczej jeszcze do października 2023 r.
Być może w świetle nowych informacji toczące się postępowanie prokuratury przyspieszy. Niezależnie od biegu sądowego, zebrane przez zarządcę Marcina Kubiczka dowody, pozwalają już napisać, że na polskiej giełdzie wydarzyła się prawdopodobnie kolejna wielka afera, której ofiary nigdy nie odzyskają swoich środków.
Do momentu publikacji tekstu nie otrzymaliśmy odpowiedzi na maila wysłanego do biura Aforti Holding. Na przesłane pytania nie odpowiedział jak dotąd również Ludwik Sobolewski.