Dz

REKLAMA
PIT

Luksemburg - kraj, w którym od dawna jest za dobrze [Tam mieszkam]

Malwina Wrotniak2016-08-26 06:00redaktor naczelna Dz
publikacja
2016-08-26 06:00

Przyciąga wysokimi pensjami i wieloma miejscami pracy dla specjalistów z finansów. Wydaje się idealnym miejscem dla rodzin. Będąc w Europie, pozostaje z dala od jej problemów. A mimo to, Luksemburg nie jest dla każdego.

Wydaje się, że Luksemburczycy mają wszystko, czego do dobrej jakości życia potrzeba – bezpieczny kraj, stabilną gospodarkę, wysokie zarobki i wymarzone warunki do zakładania rodziny. Z tego względu chętnie ściągają tu wykształceni specjaliści z całego świata.

Ale dla mieszkających w Luksemburgu nie wszystko złoto, co się świeci. Miejscowi lubią narzekać na drogie mieszkania i wysokie koszty życia. A kto jest tu od paru lat, ten wie, jak wielu przedsiębiorców przyzwyczaiło się do dobrego i ani myśli walczyć o klienta.  

Mieszkający w Luksemburgu od 2008 roku Maciej Waloszyk, zawodowo dyrektor zarządzający Finexis SA, w rozmowie z cyklu #TamMieszkam przyznaje, że nie każdy będzie czuł się tu dobrze.

Malwina Wrotniak-Chałada: Podobno nie zgadza się Pan ze słowami, jakie padły w poprzednim #TamMieszkam z Luksemburga. Tymi o rzekomo drogich nieruchomościach i wysokich kosztach życia.

Maciej Waloszyk: Zauważyłem taką przypadłość, że im zamożniejszy kraj, tym bardziej się w nim narzeka na koszty. Luksemburg nie jest wyjątkiem, a ja zawsze wychodzę z założenia, że do takich osądów potrzebna jest perspektywa, a perspektywa w Luksemburgu jest taka, że tutaj zarabia się dużo więcej niż gdzie indziej. Średnie wynagrodzenie w Luksemburgu to ponad 4000 euro miesięcznie (brutto), gdzie dla przykładu w Polsce mamy trochę ponad 4000 złotych. Oczywiście zarówno w Luksemburgu, jak i Polsce, jest dużo ludzi, którzy nie zbliżają się do tej kwoty, ale ignorując dla potrzeb porównania waluty, to strona kosztowa w kontekście nieruchomości dla mało zarabiających wygląda bardzo podobnie. Przyjmując, że tu i tu zarobimy po 2500-3000, to komu będzie trudniej zamknąć miesięczny budżet: Luksemburczykowi płacącemu 1500 euro miesięcznie za dwupokojowe mieszkanie w Luksemburgu czy Polakowi płacącemu w Poznaniu za takie samo mieszkanie 1500 zł? A przecież wynajem lub kupno mieszkania to nie jedyny wydatek. W Luksemburgu wyda się 100 zamiast 400 za te same towary w sklepie spożywczym, 400 zamiast 1600 za telewizor czy 15 000 zamiast 60 000 za samochód. Wracając do tak podkreślanych w poprzednim artykule wysokich kosztów nieruchomości, trzeba również wspomnieć o dużo niższych w Luksemburgu kosztach kredytu mieszkaniowego, o istniejących ulgach podatkowych itp.

Nie trzeba być ekspertem i zagłębiać się w indeksy ekonomiczne dotyczące koszyków dóbr lub usług, by zdać sobie sprawę z siły nabywczej waluty, w której się zarabia. Mieszkańcowi Luksemburga zawsze zostanie w kieszeni więcej. A przecież jest jeszcze urlop i wakacje. Lepiej wyjechać za granicę mając 1000 euro w kieszeni czy 1000 złotych? Upraszczam te wyliczenia, ale myślę, że dość dobrze ilustrują one sytuację.

Prawda jest taka, że dla osób mało zarabiających koszty życia, włączając nieruchomości, są dużo wyższe zarówno w Polsce, jak i generalnie w mniej zamożnych krajach. Ludzie w Luksemburgu zapominają, że należą do niewielkiego procenta najbogatszej i najbardziej uprzywilejowanej części świata. Owszem, koszty życia są tu wyższe niż w Niemczech, Belgii czy Francji, ale trzeba brać pod uwagę, że adekwatnie wyższe są zarobki.

Kończąc ten wątek, zasadne wydaje się też pytanie dlaczego ludzie emigrują do Szwajcarii, Luksemburga, Danii, Norwegii, Wielkiej Brytanii, skoro wszędzie jest tak drogo, zamiast emigrować stamtąd do słabo rozwiniętych krajów, gdzie ceny są poniekąd niższe?

W przypadku Luksemburga mamy frontaliersów - sporą grupę obcokrajowców z krajów ościennych, którzy z jakichś powodów nie chcą osiedlać się w Luksemburgu na stałe, a zamiast tego wybierają codzienne dojazdy do pracy.

Pierwszy powód to bardzo nasycony rynek nieruchomości. Wzrost populacji jest dość szybki i rynek za nim nie nadąża, co powoduje, że podaż na rynku jest bardzo niewielka i w konsekwencji pompuje ceny. Dostępne nieruchomości sprzedają się bardzo szybko. Druga sprawa - bardzo dużo osób zwyczajnie woli codziennie dojeżdżać do pracy tutaj, ponieważ dystans dzielący ich od znacznie wyższych niż u siebie zarobków nie jest duży. Żeby dostać się do Luksemburga z Trewiru w Niemczech, z Thionville we Francji czy z Arlon w Belgii, potrzeba 30-40 minut. W Warszawie, Londynie, Paryżu z takiego czasu dojazdu do pracy wiele osób byłoby zadowolonych. Jeśli dodatkowo wziąć pod uwagę, że w swoich rodzinnych miejscowościach często mają do dyspozycji przekazane przez rodziców lub dzielone z nimi nieruchomości, opcja dojazdów jest dla nich nie tylko wygodna, ale i oszczędna.

Rynek mieszkań jest nasycony, a rynek pracy? Nadal chłonny?

Tak. Bezrobocie w Luksemburgu wynosi około 6-7%, a w sektorze finansowym praktycznie nie istnieje, wręcz trudno znaleźć kompetentnych pracowników. Wynika to z tego, że gospodarka Luksemburga w bardzo dużym stopniu zależy od sektora finansowego, a sektor ten ma się dobrze (w szczególności sektor funduszy inwestycyjnych, który to Luksemburg bardzo mocno opanował w skali globalnej), co powoduje szybki i stabilny wzrost. Ludzi do pracy cały czas więc potrzeba.

Znajomi z Polski muszą nadstawiać uszu.

Od momentu, kiedy tu zamieszkałem zatrudniłem pięć osób pochodzących z Polski.

Czym ich Pan przekonywał?

Przede wszystkim możliwościami rozwoju. I tym, że Luksemburg zapewnia atrakcyjną stabilizację nie tylko pod względem finansowym, ale i rodzinnym. Jest idealnym miejscem dla osób, które chcą mieć bądź mają dzieci i dla których wartością jest życie rodzinne. Pomimo odczuwalnego pędu biznesowego, jest fenomenalnym miejscem do życia rodzinnego pod kątem możliwości kształcenia, rozwoju, zabawy dla małych dzieci.

Prawie każda mała wioska ma basen, parki, place zabaw, boiska dla dzieci, świetnie wyposażone szkoły, dobrze zorganizowaną komunikację miejską. Do tego obowiązują tu trzy języki urzędowe, więc 12-latki, zwłaszcza w rodzinach międzynarodowych, często mówią już biegle w 4-5 językach, co jest bardzo dużym atutem.

Bardzo ciekawe jest też podejście pracodawców do osób, które są rodzicami. Wielu wręcz mocno akcentuje, że ten, kto posiada dzieci, jest traktowany inaczej. Nigdy nie ma problemu, żeby w godzinach pracy wyjść załatwić jakąś sprawę rodzinną. Nie ma też problemu, żeby pracować na 20 czy 40% etatu, umowy są bardzo elastyczne. Wiele mieszkających tu kobiet, jak i mężczyzn, pracuje w niepełnym wymiarze czasu pracy, żeby kontynuować karierę zawodową, ale też móc spędzać więcej czasu z dzieckiem.

Brzmi podejrzanie dobrze.

Ale z kolei nie sprawdzi się ludziom, którzy przyzwyczajeni są do wielkomiejskiej dynamiki, możliwości i atrakcji. Luksemburg to trochę taka cicha oaza, gdzie nie dzieje się nic specjalnego poza tym, że ludzie chodzą do pracy, a po pracy spędzają czas z rodziną na spacerach, na basenie czy rowerach. Ktoś, kto prowadzi bujne życie towarzyskie, może się mocno zawieść. Wielu moich znajomych, by zrekompensować sobie luksemburską „ciszę”, korzysta z możliwości weekendowych wypadów do Francji, Belgii czy Holandii, bo na przykład Paryż jest oddalony o jedyne 2,5 godziny jazdy pociągiem stąd.

fot. / / YAY Foto

Jak Pan tu trafił?

Przeniósł mnie tu zbieg okoliczności i serce. Na studiach w Niemczech poznałem swoją przyszłą żonę, która przyjechała na wymianę studencką z Rumunii. W Niemczech poznaliśmy profesora z Australii, który był również wykładowcą na uniwersytecie w Luksemburgu i zaproponował mojej ówczesnej dziewczynie studia doktoranckie w tym kraju. Byłem wtedy na ostatnim roku studiów i pomyślałem - czemu nie. Osiedlając się w Polsce lub Rumunii, jedno z nas zawsze byłoby przyjezdnym, obcokrajowcem, dlatego Luksemburg był dla nas ciekawą opcją do sprawdzenia. Przyjechaliśmy w 2008 roku i wygląda na to, że spędzimy tu jeszcze wiele, wiele lat.

Na co się Pan nastawiał?

Na naukę. Traktowałem ten wyjazd jako szansę, żeby rozpocząć kolejny etap życia, znaleźć pracę. Miałem w głowie plan zrobienia studiów biznesowych, które zazwyczaj sporo kosztują. Zapisałem się na nie, ale równocześnie zapytałem w lokalnym urzędzie, czy państwo może wspomóc mnie jako osobę, która chce się uczyć, poprzez pomoc w sfinansowaniu ich kosztów.

Mocno mnie zaskoczyło, że jako obcokrajowiec otrzymałem nie tylko kredyt na studia, ale również stypendium. Gdy zaczynałem studia w Polsce, banki odmówiły mi kredytu studenckiego ze względu na zbyt niskie dochody jedynych osób, które taki kredyt mogły mi poręczyć. Paradoksalnie od strony finansowej w moim własnym kraju miałem trudniej, niż studiując na drogich studiach w Luksemburgu. To podejście do kształcenia i dawania szans młodym ludziom nastawiło mnie bardzo pozytywnie na przyszłość.

fot. / / YAY Foto

A drugie, trzecie, czwarte zaskoczenie?

Tak naprawdę po Luksemburgu nie spodziewałem się niczego, bo niczego o nim nie wiedziałem. Pomimo swojego wykształcenia, brakowało mi informacji o realiach życia w tym kraju. Nie miałem w głowie nawet jednego stereotypu, który mógłbym zweryfikować na miejscu.

Na pewno uderzyła mnie wielokulturowość tego kraju – to, że Luksemburg ustanowił siłę ze zjawiska, które duża część Europy postrzega jako problem. Ten kraj podkreśla swoją wielokulturowość i nadal rozwija się w tym kierunku. W czasie studiów wykorzystywałem wakacje do pracy i dużo za nią podróżowałem po świecie i chociaż mam dobre wspomnienia z tego, jak przyjaźnie przyjmowano mnie, gdy pracowałem w Irlandii czy Stanach, to jednak zawsze czułem się tam jak przyjezdny i na którymś etapie pobytu dawano mi to do zrozumienia. W Luksemburgu prawie każdy jest przyjezdny. W zależności od źródeł, od 44 do ponad 50% mieszkańców stanowią obcokrajowy, na przykład w mojej firmie na 23 osoby mamy 12 narodowości. Tutaj każdy skądś przyjechał, przez co w ogóle nie postrzega się ludzi przez pryzmat ich pochodzenia. Widać to też w podejściu urzędów czy służb publicznych. Mimo że nie posługuję się językiem francuskim, który tutaj mocno dominuje, nigdy nie miałem problemów z załatwieniem jakiejkolwiek sprawy po angielsku z urzędnikiem w swojej małej wiosce – jak skomplikowana by ta sprawa nie była.

Multikulti w Luksemburgu ma raczej szczególną odmianę. Przywodzi na myśl wielonarodowość specjalistów.

Poniekąd tak. Ze względu na swój status gospodarczy Luksemburg zaczął przyciągać ludzi wykształconych, utalentowanych, którzy chcą się realizować i być za to odpowiednio wynagradzani. W tym kontekście tak – Luksemburg przyciągnął ludzi będących już na pewnym poziomie. Ale ciekawe jest to, że nie widać tutaj gołym okiem rozwarstwienia społecznego.

Luksemburg w ogóle wydaje się miejscem trochę odrealnionym na tle Europy, wolnym od jej problemów.

Jest w tym trochę racji. Widać to między innymi w sposobie prezentowania wiadomości, w ramach których można na przykład usłyszeć o tym, że ktoś spadł z drabiny, malując swój dom i że policja wszczyna dochodzenie w tej sprawie. Podam przykład, który pamiętam do dziś – kiedy w 2011 roku wybuchł na dużą skalę konflikt w Syrii i trąbiły o tym wszystkie światowe media, na stronie głównej największej lokalnej gazety pisano, że w nocy podpalono śmietniki w jednej z luksemburskich wiosek, w związku z czym musiało przyjechać kilka wozów straży pożarnej.

Pod tym względem trochę zmieniło się od kiedy były premier kraju Jean-Claude Juncker został przewodniczącym Komisji Europejskiej. Od wtedy Luksemburg ma trochę więcej do powiedzenia w sferze politycznej, czym chętnie chwali się w lokalnych mediach.

fot. / / YAY Foto

W każdym kraju znajdzie się przecież jednak coś, czym nie warto się chwalić.

Zwróciłbym uwagę na tutejszy rynek usług, który w moich oczach powoli zatraca konkurencyjność i chęć do tego, by się dalej rozwijać. Przykładem jest choćby to, jak funkcjonują banki i inne firmy świadczące usługi finansowe. Otwarcie konta dla firmy w Luksemburgu potrafi zająć trzy tygodnie do miesiąca - rzecz niespotykana w Polsce. Aby założyć konto dla siebie, trzeba się umówić z pracownikiem banku, a więc też trzeba czekać. Podobnie z chęcią założenie internetu w domu prywatnym – to również zajmuje co najmniej trzy tygodnie i nie zmieniło się to od ośmiu lat, czyli od kiedy tu przyjechałem. Dodam, że zajmuje to tyle samo czasu u każdego z czterech operatorów i żadnemu nie zależy, by to zmienić. A przecież znalazłby się ktoś, kto zapłaciłby trochę więcej, by mieć sprawę załatwioną bez czekania tygodniami.

Więc „wojny cenowe” to nie tutaj?

Nie. Banki są przekonane, że klienci byli, są i będą, więc nie trzeba nic robić, aby ich zdobyć. Takie podejście przekłada się na każdy obszar życia i na przedsiębiorczość w mniejszej skali – od remontu w domu po wymianę opon w samochodzie. Czas oczekiwania jest niewiarygodnie długi, a podejście do klienta podobne do tego, jak w Polsce na początku lat 90., gdy był jeden warsztat, sklep, restauracja w miasteczku i usługodawcy wiedzieli, że klient nie ma innego wyjścia niż przyjście do nich. Uderza mnie to na przykładzie branży gastronomicznej. W Luksemburgu bardzo dużo osób wychodzi na obiad do restauracji, w związku z czym pękają one w szwach. Wieczorami też bardzo trudno znaleźć stolik, chociaż lokali jest bardzo dużo. Mimo to, te restauracje mają wystrój niezmieniany od 10 lat  - bardzo często dosłownie - ze stolikami pokrytymi ceratą, z ofertą, która jest taka sama, jak w setkach miejsc tuż obok. Tymczasem kiedy jestem służbowo w Warszawie, w promieniu 500 metrów znajdę 10 restauracji i kawiarni, z których każda chce się wyróżnić wystrojem, sposobem podejścia do klienta, pomysłem na biznes, itd. Każda z nich stara się walczyć o klienta, przez co konkurencyjność jest mocno rozwinięta.

W Luksemburgu głównie w sektorze usług taka konkurencyjność prawie nie istnieje, zanika potrzeba podnoszenia jakości, innowacji, rozwoju. Różnica w podejściu polskich i luksemburskich przedsiębiorców jest uderzająca. Myślę, że Luksemburg jest przykładem kraju, w którym w wielu elementach za długo było za dobrze, co nie zmienia faktu, że jest to świetne miejsce do życia i czuję się tu jak w domu.

Źół:
Tematy
Advertisement

dzԳٲ(88)

dodaj komentarz
ʳłdzٲⴳܲ԰
Jestem ciekaw jak to państwo ma sie kulturowo? Wie ktoś?
Państwo oparte na bankach i ubezpieczeniach.. Nie ma sie czym zachwycać.
arturop
Państwo oparte na uszczupleniach podatkowych, żyjące z tolerowania ich przez kraje UE. Nie jest istotne czy tam się osadzają banki spekulanci ubezpieczenia czy międzynarodowe korporacje bo one tam niczego nie wytwarzają n(dlatego tak kiepski maja tam poziom usług). Chodzi tylko o to ze mogą wynegocjować niższą stawkę podatku CIT.Państwo oparte na uszczupleniach podatkowych, żyjące z tolerowania ich przez kraje UE. Nie jest istotne czy tam się osadzają banki spekulanci ubezpieczenia czy międzynarodowe korporacje bo one tam niczego nie wytwarzają n(dlatego tak kiepski maja tam poziom usług). Chodzi tylko o to ze mogą wynegocjować niższą stawkę podatku CIT.

I z tego finansowany jest socjał dla garstki mieszkańców.
Zwykła oaza podatkowa tolerowana przez UE.
arturop odpowiada (ܲܲԾęٲ)
Długo tak masz zamiar usuwać nieentuzjazrtyczne komentarze łachudro propagandowa?
~niepelnosprawny_org
tam potrzebują "dobrych" informatyków przede wszyskim, a nie finansistów ...
~MAK
bardzo trafne uwagi co do poziomu uslug czy wygladu restauracji. mieszkam jakis czas w Luksemburgu i mam tozsame obserwacje: nikt tu nie walczy o klienta
~Lux
Skoro tak dobrze to czemu tak mala populacja? Singapur powierzchniowo zblizony a 2 miliony populacji - otòz dlatego ze wielu woli tam pracowac ale juz nie mieszkac - bardzo nudny kraj , zycie towarzyskie po 19 nie istnieje po za kilkoma otwartymi jeszcze restauracjami . Sprobuj cos zjesc na miescie po 23
~KK
Po co mam jesc po 23? W Polsce co masz o tej porze? Kuchnia w dobrych restauracjach juz zamknieta, a zostaje CI conajwyzej kebab :)
~utopolis odpowiada ~KK
Kebsik załatwia sprawę, niestety w Luxie po 23:00 to mało, ze nie zjesz... możesz nawet nie zdążyć na ostatni autobus!

Dlatego większość tubylców jeździ po pijaku... kary za to są smieszne
~pijak_lux odpowiada ~utopolis
do 10000€ kary, przepadek auta, i 5 lat w pierdlu ?
Oj chyba nie znasz prawa....
inna rzecz że limit 0,5 promila
~p23
Negocjacje podatkowe w Luksemburgu sa bardzo interesujące.
Niedawno okazalo się, ze m.in. pepsi (albo coca cola) wynegocjowala opodatkowanie 1% od dochodu, byl skandal zamieciony pod dywan, juncker byl ministrem finansów Luksemburga.
1%to niby nieduzo, ale dla kraju z populacja Radomia to skarb.
Moi klienci z francji jezdza
Negocjacje podatkowe w Luksemburgu sa bardzo interesujące.
Niedawno okazalo się, ze m.in. pepsi (albo coca cola) wynegocjowala opodatkowanie 1% od dochodu, byl skandal zamieciony pod dywan, juncker byl ministrem finansów Luksemburga.
1%to niby nieduzo, ale dla kraju z populacja Radomia to skarb.
Moi klienci z francji jezdza po niskoopodatkowane papierosy i przy okazji tankuja.dochody luksemburga to wpływy z takiego handlu, turystyki i z bankowości.
Jak dla mnie najważniejszą rolę odgrywa polozenie geograficzne i tolerancja podatkowa panstw sasiadujacych, gdyby im zabrac te dochody z podatków byliby biedniejsi od Portugalii.

ʴǷɾąԱ: Tam mieszkam

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki