Cła były flagową polityką Donalda Trumpa w czasie jego pierwszej kadencji i stanowią jeden z głównych punktów jego programu na nową kadencję. Tym razem mają one objąć prawie wszystkie towary wjeżdżające do tego kraju, z wielu kierunków (można spodziewać się wyjątków dla Kanady i Meksyku) i wynosić 10-20%.


Cześć krajów, głównie Chiny, ma zostać objętych dużo wyższym podatkiem importowym – nawet powyżej 60%. Partnerzy handlowi USA najprawdopodobniej nie będą dłużni, co oznacza, że „wojny handlowe” będę często powracać w najbliższych latach jako temat inwestycyjny. Dlatego postanowiliśmy pogłębić ten temat i sprawdzić, jakich efektów makro można się spodziewać.
To cię też zainteresuje
Tendencje protekcjonistyczne rosną już od dłuższego czasu i nie dotyczą tylko Stanów Zjednoczonych. Napędza je przekonanie, że liberalizacja światowego handlu w latach 90. a już zwłaszcza po przyjęciu Chin do WTO doprowadziła do dezindustrializacji Zachodu, a wraz z nią zubożenia klasy pracującej oraz utraty autonomii strategicznej (uzależnienie od Państwa Środka w kluczowych surowcach i półproduktach, np. substancjach czynnych leków). Receptą na teproblemy mają być cła, których rolą jest nie tylko ochrona krajowych przedsiębiorstw przed zagraniczną konkurencją, lecz także umożliwienie im zdobycie efektów skali, zwiększenie produktywności i zdobycie przewag konkurencyjnych w handlu międzynarodowym. Tyle teorii.
Ekonomiści zwykle są sceptyczni wobec ceł argumentując, że prowadzą one do ograniczenia konkurencji i wzrostu cen. Dosłownie kilka dni temu na NBER ukazał się ciekawy w tym duchu. Jego autorzy (A.Klein i C.Meissner) zbadali skutki ceł z czasów tzw. „pozłacanego wieku” w USA, czyli ostatnich 30 lat XIX w. Na początku tego okresu Stany Zjednoczone eksportowały głównie bawełnę i produkty rolne a importowały dobra przemysłowe. Niedługo wcześniej, w czasie wojny secesyjnej zaczęły szybko podnosić cła. Najpierw miały być one przejściowe - na sfinansowanie samego konfliktu zbrojnego, ale gdy wojna się skończyła znaleziono drugi cel: zbudowanie własnej bazy przemysłowej. Tak czy inaczej, przez cały okres „pozłacanego wieku” średni poziom ceł na import do USA wynosił 40-50%, czyli był 4-krotnie wyższy niż obecnie. Najwyższe cła nakładano na ogół na tytoń, tekstylia, maszyny mechaniczne i urządzenia elektryczne, zaś najniższe na drewno, papier i chemikalia.


Zmienny charakter ceł w tym okresie pod względem wysokości oraz struktury sektorowej pozwala ocenić, jak instrument ten wpłynął na wyniki poszczególnych branż: ich produkcję, produktywność, poziom cen i skalę rozdrobnienia firm. Analiza ekonometryczna przeprowadzona przez autorów omawianego ٲłu sugeruje, że cła ochronne w danym sektorze prowadziły (ceteris paribus) w tym okresie do:
- spowolnienia wzrostu produktywności w tym sektorze;
- większego rozdrobnienia firm;
- wyższych cen na produkty tego sektora.
Efekty ceł były więc odwrotne do planowanych (choć nie we wszystkich sektorach). Teoretycznie ochrona przed zagraniczną konkurencją powinna była otworzyć przed amerykańskimi firmami przestrzeń ekspansji na rynku krajowym, zwiększenia skali działalności i poprawy efektywności. Druga strona medalu jest jednak taka, że protekcjonizm odbiera firmom motywację do ścigania się z innymi – gdy pozycja krajowych czempionów jest dla nich wystarczająco wygodna. Tak stało się w USA pod koniec XIX w. Przykładem negatywnego wpływu ceł na przemysł jest chociażby branża produkcji środków transportu, przedstawiona na wykresach poniżej.


Negatywny wpływ ceł na rozwój amerykańskiego przemysłu nie był oczywiście ani wystarczająco silny ani uniwersalny, aby zatrzymać industrializację w tym kraju. Stany Zjednoczone już na przełomie XIX i XX w. stały się potęgą przemysłową – zgodnie z ambicjami polityków. Przesądziły o tym jednak inne czynniki niż cła – przede wszystkim wysokie tempo innowacji (Th.Edison!) i inwestycji.


Jak to się ma do dzisiejszej sytuacji? Po pierwsze poziom ceł w USA po pierwszej rundzie ich podnoszenia przez Trumpa jest wciąż na historycznie niskim poziomie, więc analogie z „pozłacanym wiekiem” nie wydają się przekonujące. Tym niemniej, argumenty za anty-wzrostowym charakterem ceł są stosunkowo silne i liczne. Stoi to w kontraście z wizerunkiem Trumpa jako kandydata pro-wzrostowego. Proponowane przez niego cięcia podatków z pewnością takie są, choć przestrzeń fiskalna do nich jest mała. Efekt ceł będzie jednak w dłuższym okresie zapewne odwrotny. Sugeruje to, że wywołają one jednorazowy wzrost inflacji, ale stłumią presję cenową w długim okresie. Przemawia to przeciwko zacieśnieniu polityki pieniężnej przez Fed w reakcji na politykę gospodarczą Trumpa.
Serwis Ekonomiczny Banku Pekao SA